Jezioro Malawi (Niasa) i Kyela oraz pyszczaki

Jezioro Malawi

Jeśli ktoś interesował się trochę akwarystyką, to z pewnością słyszał o rybach pielęgnicowatych (Cichlidae). Wśród nich jest pewna bardzo interesująca grupa zwana pyszczakami. Kiedyś nazywano w ten sposób tylko kilka gatunków ryb występujących w jeziorze Malawi, dziś termin jest trochę szerszy. Ale pielęgnice, a właściwie pyszczaki z jeziora Niasa wciąż budzą zachwyt i zaciekawienie akwarystów czy ichtiologów. Zaś samo jezioro Malawi jest jednym z przyrodniczych świętych Graali. W większości znajduje się w Malawi, ale w Tanzanii da się pojechać nad jego północne brzegi, zaś w Mozambiku południowo wschodnie. Ciężko tam samemu nurkować, ale da się zobaczyć jezioro.

Jezioro Malawi czy Jezioro Niasa?

Choć w akwarystyce polskiej powszechnie używana jest nazwa Malawi, to jednak częściej używa się poprzedniej nazwy – Niasa. Zresztą Nyasa to także nazwa obowiązująca w Tanzanii. Wynika to głównie ze sporów z państwem Malawi. Państwo to poprzednio nazywało się Nyasaland, dopiero potem zmieniło nazwę na Malawi, co znaczy tyle co gorące serce Afryki. Niemniej jednak przez wiele lat między Malawi a Tanzanią toczył się spór graniczny właśnie o jezioro. Przez pewien czas Malawi rościło sobie prawa do całej wody. Czyli granica przebiegała tam, gdzie kończył się ląd. Oczywiście było to bez sensu, ze względu na rybaków, czy rolników. Obecnie konflikt jest zażegnany, ale pewien „niesmak” pozostał. Stąd w Tanzanii oficjalnie jest to jezioro Niasa, co ma podkreślić odrębność od sąsiada.

Odkrycie jeziora Malawi i pyszczaków

Historia jeziora wiąże się także z wielkimi odkryciami i wyprawami. Europejczykom odkrył je David Livingstone w 1859. Nawet nie zdawał sobie jak fascynujący biotop odkrył. Jezioro jest najbardziej położonym na południe z jezior Wielkich Rowów Afrykańskich. Ma długość 550 km, szerokość do 55 km. Jest też głębokie na ponad 700 m. U brzegów zaś często wznoszą się góry. Nic dziwnego, że występuje tu tyle endemitów.

To piąte największe na świecie jezioro pod względem objętości i dziesiąte jeśli chodzi o powierzchnię. Niektórzy zaliczają je do grupy Wielkich Jezior Afrykańskich. Inni twierdzą, że Wielkie Jeziora Afrykańskie znajdują się tylko w dorzeczu Nilu. Malawi / Niasa to także jezioro meromiktyczne, czyli warstwy wody nie mieszają się ze sobą. Coś podobnego ma miejsce w Fiordland.

Pyszczaki to nazwa ryb pielęgnicowatych (rząd okoniokształtnych), które ikrę, a także narybek chronią trzymając je w pysku. Początkowo pyszczakami nazywano ryby właśnie z jeziora Malawi, a także te, gdzie to samica trzymała młode. Obowiązywała też nazwa gębacz, dla ryb, których samce trzymały w pysku potomstwo. Dziś terminy te się wymieszały, ale raczej preferuje się polską nazwę pyszczak. Ryby te występują także w jeziorach Wiktorii, Tanganika. Najczęściej są to gatunki endemiczne. Jest też kilka rodzajów o większym zasięgu występowania w Afryce. Pielęgnice te ze względu na swoje zachowanie są bardzo ciekawym obiektem obserwacji akwarystów. Bardzo popularne jest utrzymywanie akwariów z rybami pochodzącymi tylko z jeziora Malawi. Takie biotopy można też często znaleźć w dużych akwariach i oceanariach.

Kyela, Mbeya i dojazd

Samo Malawi/Niasa wygląda trochę jak morze. Zwłaszcza tam, gdy nie widać brzegu. W Tanzanii najłatwiej dotrzeć do tego miejsca jadać do miejscowości Kyela w regionie Mbeya. Kursują tu autobusy z Dar Es Salaam, ale przejazd w jedną stronę zajmuje praktycznie cały dzień. Wyjazd jest około 5:00 rano, przyjazd na miejsce zazwyczaj ma miejsce po 21:00. Oczywiście po drodze są pewne opóźnienia, bo formalnie czas na bilecie jest krótszy, ale niestety przebycie trasy trwa. Więcej na ten temat napiszemy przy podróżowaniu po Tanzanii.

Sama Kyela daje nam możliwość zobaczenia prawdziwej, współczesnej Afryki, innej niż turystyczny Zanzibar, czy rozbudowane Dar Es Salaam. Technologia tu dociera, ale całość jest dość niecodzienna. Obecnie władze starają się tu rozbudowywać ruch turystyczny, ale raczej nastawiony na ludność afrykańską. Białych raczej tu nie ma wielu, a turystów tym bardziej. Nic dziwnego, że dla wielu osób stanowiliśmy raczej niecodzienną atrakcję i zainteresowanie. Część osób nie widziała nigdy wcześniej na żywo białych ludzi. Właściwie problematyczne okazało się „zwiedzanie” samej Kyeli. Dostaliśmy taką propozycję, więc chętnie z niej skorzystaliśmy. Potem przewodnik przyznał, że nie wie, co właściwie mógłby nam pokazać. Skończyło się na moście, największej tutejszej „atrakcji”. Prawda jest taka, że jest tu więcej do zobaczenia, ale miejscowa ludność jeszcze nie zdaje sobie sprawy z tego, czego właściwie oczekują turyści. To doprawdy fascynująca przygoda.

Ośrodek nad jeziorem w Kyeli

Rozbudowa infrastruktury turystycznej następuje i faktycznie ośrodki, które tu powstają mają bardzo dobry standard, nie tylko jak na warunki afrykańskie. No może z wyjątkiem płatności kartą czy wifi. Przy tym ceny nie są dla zagranicznych turystów, to powoduje, że można spędzić tu czas w dość luksusowych warunkach za przystępną cenę. Wylądowaliśmy w jednym z takich hoteli, który znajdował się tuż nad samym jeziorem. Formalnie był oddalony tylko kilkanaście kilometrów od stacji autobusowej, ale dotarcie tam zajęło nam samochodem koło godziny. Niestety stan dróg lokalnych jest bardzo zły, więc wszyscy jeżdżą tu dość ostrożnie. Do hotelu dotarliśmy już późno w nocy, ponieważ byliśmy pierwszymi białymi jacy pojawili się w tym ośrodku cała ekipa musiała przyjść i nas zobaczyć.

Niecodzienna też była pierwsza połowa następnego dnia, gdy starano się nam dogodzić jak najlepiej tylko można. Jak się przyjechało tam z safari, gdzie spało się pod namiotami, to kelner, który stoi przy stoliku i nakłada nam wszystko, co chcemy na talerz jest dość wyjątkowe doświadczeniem. Okazało się, że to nie było w standardzie i po przyzwyczajeniu się do nas, obsługa znormalniała (ku naszej uldze).

Krowy na plaży (jezioro Malawi)

Wypoczynkowo zaś jezioro Malawi/Niasa pewnie dopiero zostanie rozbudowane. Przy hotelu mieliśmy plażę. Ale poza jedną łodzią, która akurat nie była czynna, przeznaczoną dla turystów, nie przygotowano jeszcze nic więcej. Za to teren przy plaży wykorzystują rybacy, którzy pływają na swoich dłubankach. No i regularnie pojawiali się tu pasterze z krowami, gdy przyprowadzali je do wodopoju.

Samo jezioro od północnej strony było bardzo płytkie i nagrzewało się. Niestety nie ma tu dobrych miejsc do nurkowania, trzeba by się naprawdę wyprawić trochę dalej, a bez tego trochę trudno znaleźć pyszczaki. Warto jednak pamiętać, że Malawi, choć już nie po tanzańskiej stronie granicy, to Park Narodowy, który także wpisano na listę dziedzictwa UNESCO.

Jeśli spodobał Ci się wpis, polub nas na Facebooku.

Szlak tanzański
Jezioro Malawi (Niasa)
Share Button

Komentarze

Rekomendowane artykuły