Savai’i jest największą wyspą Samoa – liczy 1700 km2 (Upolu to 1250 km2), jest też piątą co do wielkości wyspą Polinezji. Zamieszkuje ją nieco ponad 43 tyś. osób (dane z 2006 roku), co stanowi jakieś 24% populacji kraju. Główne i jedyne miasto to portowe Salelologa, gdzie przybijają promy na Upolu. Reszta to małe, rozrzucone po wyspie wioski. To sprawia, że jest to miejsce jeszcze bardziej dzikie, nieskażone cywilizacją i naturalne, prawdziwa perła Polinezji. No i dopiero uczące się jak podchodzić do turystów, przez to wielce interesujące i autentyczne zarazem. Czasem nazwa bywa zapisywana jako Savaii.
Spis treści
Savai’i – wulkaniczna wyspa Samoa
Podobnie jak Upolu, także Savai’i jest wyspą wulkaniczną, więc trudno liczyć na dobre plaże. Jednak tutaj jest ich jakby więcej, i to mamy na myśli takie piaszczyste. Dodatkowo warto wspomnieć, że na wyspie tej rośnie największa ciągła połać lasu deszczowego na obszarze Polinezji, zajmująca 727 km2.
Wulkan tarczowy, który tworzy tę wyspę ze szczytem Mount Silisili mierzącym 1858 m n. p.m. jest najwyższym wzniesieniem Samoa, jest to także największy tarczowy wulkan Polinezji. Charakteryzuje się szerokim stożkiem i bardzo łagodnym nachyleniem. Wciąż pozostaje aktywny, ostatnia jego erupcja miała miejsce w 1900 roku. Oprócz tego, na Savai’i jest ponad setka innych kraterów, część z nich jest nadal aktywna.
Jeden z nich to Mount Matavanu (575 m n.p.m.), wciąż aktywny wulkan, a jego ostatnie erupcje miały miejsce w latach 1905 – 1911. Rzeka lawy pochłonęła obszar 100 km2 i dotarła do wybrzeża oceanu, grzebiąc pod lawą całe wioski. Jedną z nich jest Saleaula. Tutaj najczęściej zatrzymują się turyści zobaczyć zniszczenia poczynione przez lawę, przede wszystkim ruiny katolickiego kościoła. Te wyglądają trochę apokaliptycznie, ale bardzo intrygująco. Zaś najbardziej interesujące jest to, że lawa opłynęła kościół, do środka dostała się dopiero przez drewniane drzwi, które nie wytrzymały temperatury. Oczywiście dziś śladów po drzwiach nie ma, zaś ruina ta robi olbrzymie wrażenie.
Obecnie to niezwykły widok dżungli odradzającej się na polu lawy. Obszar zajęty przez człowieka, przez naturę brutalnie zniszczony, teraz przez naturę odzyskiwany.
Jest tu jeszcze jedna atrakcja. Grób dziewicy – miejscowi uważają, że była tutaj pochowana albo dziewczynka albo jej opiekunka. W każdym razie osoba czysta i bez grzechu, więc lawa nie chciała pokryć jej grobu, ale opłynęła go wokół. Do dziś na grobie składane są kwiaty. Lokalne, ale wyglądają jak nasze doniczkowe, taki urok przyrody samoańskiej.
Oglądanie żółwi na wyspach Samoa
Niedaleko od zalanego lawą kościoła jest miejsce, gdzie można popływać z morskimi żółwiami. Jest to zamknięty kawałek laguny, gdzie trzyma się kilka żółwi morskich. Można tam za niewielką opłatą (Savai’i jest ogólnie dużo tańsza niż Upolu) popływać z tymi żółwiami i wziąć udział w ich karmieniu. Kiedy zaczęliśmy spacerować wzdłuż zbiornika, żółwie wiedziały, co to oznacza – zaczęły się zbierać w miejscu, gdzie są karmione.
Fajna atrakcja, ale najbardziej szczęśliwi to są tutaj ludzie, żółwie wyraźnie mniej. Po takich miejscach pozostaje kac moralny: bo kontakt ze zwierzętami jest lubiany, a zwierzęta są przecież zadbane i niegłodne, w dodatku trzymane w wodzie z zatoki. Jednak są w niewoli, a zmuszanie zwierząt do kontaktu z człowiekiem nie jest fair. Oprócz turystów są jeszcze właściciele tego przybytku: nie mają świadomości ekologicznej, nie mają też dużych źródeł zarobku. Kilku turystów na dzień (poza sezonem zdecydowanie mniej) może im znacznie podreperować budżet, zwłaszcza że taki biznes mogą doglądać dzieci. Jeśli turyści przestaną tutaj przyjeżdżać, pogorszy się byt mieszkańców. Dopiero po zaspokojeniu własnych potrzeb materialnych człowiek może zacząć myśleć o ekologii.
Inna sprawa, że to miejsce jest na oficjalnej mapce, czyli jakiś wydział ochrony przyrody, czy jego odpowiednik na Samoa, wie o tej działalności. W końcu turystycznie ktoś to promuje. Dodatkowo przy polu lawy także coś przebąkują, by zrobić podobną atrakcję. Nas to miejsce zainteresowało, ale zdajemy sobie sprawę, że budzi pewne kontrowersje i sami nie do końca wiemy, jak je ocenić.
Żółwie morskie
Żółw zielony (łac. Chelonia mydas) zawdzięcza swoją nazwę nie kolorowi skóry czy skorupy, ale tłuszczu okalającego narządy wewnętrzne. Czasem jest też nazywany żółwiem jadalnym. Z zewnątrz żółw ma odcienie oliwkowo-zielone, niekiedy czerwone, w zależności od osobnika. Dorosły żółw dorasta do 140 cm długości (mierząc po karapaksie) i osiągają masę nawet 500 kg, dożywa 80 lat. Dorosłe osobniki żywią się morską zieleniną: algami, glonami i stąd ich tłuszcz nabiera zielonej barwy. Żółw zielony jest gatunkiem migrującym i występuje we wszystkich ciepłych wodach oceanicznych. Gdy przychodzi czas na złożenie jaj, powraca na swoją macierzystą plażę (np. Ras Al Jinz w Omanie). W nawigacji pomaga im szereg systemów: magnetyczny, termiczny, solarny (ustawienie słońca na niebie), umiejętność rozpoznawania prądów morskich i kierunków fal.
Gatunek ten jest zagrożony wymarciem, a największe niebezpieczeństwo wiąże się oczywiście z człowiekiem: kłusownictwo (dla karapaksu, mięsa i jaj), rybołówstwo (zaplątanie w sieci), zanieczyszczenie środowiska, niszczenie siedlisk, zwłaszcza plaż lęgowych.
Inne atrakcje Savai’i (Wyspy Samoa)
Bezpieczniejszą i mniej kontrowersyjną atrakcją jest wodospad Afu Aau (znany też jako Olemoe). Można tutaj popływać w kotle wodospadu, wypełnionym słodką zimną wodą.
Warto zaznaczyć, że takie miejsca są nieźle utrzymane przez miejscowych: są znaki informacyjne, tablice z opisem miejsca po angielsku i toalety. Zaskakująco czyste. Natomiast wszystkie te atrakcje są bardzo słabo oznaczone. Właściwie bez wsparcia GPSu i wcześniejszego ustalenia, gdzie są,można ich nie zauważyć. Oznaczenia są bardzo blisko celu, nie zawsze dobrze widoczne.
Są jeszcze dwie atrakcje, do których nie dotarliśmy. Pierwsza to most wiszący nad lasem. Znajduje się na zachodniej części wyspy. Zresztą nie byliśmy pewni, czy chcemy tam koniecznie jechać. Druga to Alofaaga Blowholes, czyli fale przebijające się przez rozpadliny skalne. Mieliśmy to w planach, ale nie udało się nam tam dotrzeć.
Zaskakuje sama Savai’i z jej halami targowymi i klimatem, a przede wszystkim otwartymi ludźmi zajętymi swoimi sprawami. Przez cały dzień na tej wyspie nie spotkaliśmy praktycznie żadnych innych turystów, czy w ogóle białych ludzi. Tylko Polinezyjczycy. Zaintrygowani nami, niekoniecznie wiedzący, gdzie jest Polska i wyraźnie zadowoleni, że ktoś ruszył się poza Upolu.
Transport na Savai’i
Na Savai’i należy dopłynąć promem (lub jachtem, jeśli ktoś w ten sposób dotarł na Samoa). Promy wypływają z miejscowości Mulifanua (koło Faleolo) i płyną do Salelologa. Również kursują lokalne linie samolotowe, więc z okolic Apii można tu przylecieć. Najłatwiej mimo wszystko podróżuje się tu samochodem, inny transport owszem istnieje, ale bardziej teoretycznie, dlatego zostaje rozwiązanie samochód plus prom. Do miejsc interesujących turystów nie dotrzemy w ograniczonym czasie inaczej. Większość z nich jest czynnych, jak to na Samoa, gdy jest właściciel lub jego reprezentant. Bilety na prom (dla samochodu) najlepiej kupić przynajmniej dzień wcześniej, bo ich ilość jest ograniczona. Dla pasażerów kupuje się już przed zaokrętowaniem. Niestety poza sezonem jest też mniej kursów, co powoduje, iż jednodniowa wyprawa na Savai’i to może być trochę za mało.
Rozkład promów można znaleźć tutaj (acz na miejscu lepiej zweryfikować jego aktualność.
Jeśli spodobał Ci się wpis, polub nas na Facebooku.
Szlak samoański | ||
Savai’i |