Nazwa Amberd (orm. Ամբերդ) znaczy po ormiańsku tyle co „forteca w chmurach”. To też jeden z najcenniejszych obiektów architektonicznych w Armenii, który nie ma religijnego rodowodu. Początkowo zostawiliśmy go sobie na liście zapasowej, acz z powodu warunków atmosferycznych szczęśliwie udało się go zobaczyć.
Spis treści
Trasa na Aragac
Armenia w swoich obecnych granicach to mały kraik położony na wulkanicznych wyżynach i w górach. Niemal połowa powierzchni kraju położona jest na wysokości powyżej 2000 metrów n.p.m., a poniżej 1000 metrów n.p.m. znajduje się zaledwie 10% kraju. Mieliśmy ochotę coś z tego spróbować i wybór padł na najwyższy szczyt Armenii w jej obecnych skromnych granicach. Aragac (ang. Aragats, orm. Արագած) to wulkan o czterech wierzchołkach na krawędzi krateru, z czego najwyższy mierzy 4090 m n.p.m. Jednocześnie jest on ponad tysiąc metrów niższy od Wielkiego Araratu (5137 m n.p.m.), świętej góry Ormian.
Aragac jest łatwą górą, choć wysokość może być już dokuczliwa. Nieopodal trasy na szczyt znajduje się parking i schronisko (a raczej restauracja nad jeziorem Kari). Niestety, ze względu na wciąż zalegający śnieg (był maj), trasa do schroniska była zamknięta i trzeba było startować z bardziej odległego punktu. Nie to, że śniegu w ogóle się nie spodziewaliśmy, ale patrząc na doniesienia z poprzednich lat założyliśmy, iż spokojnie dojedziemy na parking. Anomalie pogodowe jednak robią swoje, nawet Ormianie byli zdziwieni tą ilością śniegu o tej porze roku. To że trasa była zamknięta to jedno, hałdy śniegu po obu stronach drogi piętrzyły się na wysokość ponad metra (i więcej). Nie mogliśmy sobie pozwolić na 6-godzinną trasę w jedną stronę, ani nawet nie przygotowaliśmy się na takie warunki. Toteż na ten raz obeszliśmy się smakiem i ruszyliśmy ku pobliskiej twierdzy.
Forteca Amberd
U zboczy wulkanu Aragac w VII wieku wzniesiono „fortecę w chmurach” – Amberd. Ślady bytności człowieka pochodzą z czasów epoki kamiennej, zaś pierwsze umocnienia pojawiły się w epoce brązu, za państwa Urartu. Pierwsze wzmianki o związku plemion zamieszkujących Wyżynę Armeńską – obszar znajdujący się obecnie w obrębie Armenii, Turcji i Iranu – pochodzą z XIII wieku p.n.e., a jako samodzielne państwo wzmiankowane jest od VIII wieku przed naszą erą. I trzeba przyznać, że do VI wieku p.n.e Urartu zajmowało silną pozycję na Bliskim Wschodzie, a to nie byle co, ale od jego upadku aż do XIX wieku nie wiedziano o jego istnieniu, ruiny przypisując Asyryjczykom.
Wracając do twierdzy Amberd: chociaż pierwsze umocowania pochodzą z tak odległych czasów jak państwo Urartu, to jednak bardziej konkretne rozbudowy datuje się już na VII wiek naszej ery. Sama twierdza znajduje się na wysokości 2300 m nad poziomem morza, w miejscu gdzie schodzą się wąwozy rzek Amberd i Arkaszan.
Ruiny murów, które możemy dziś podziwiać, pochodzą z X wieku (choć główna struktura pochodzi z VII wieku), kiedy to forteca została umocniona, dodano bastion i kościół. Forteca z VII wieku była posiadłością szlachecką rodu Kamsarakan, zaś w X wieku za zmiany odpowiadał książęcy ród Pahlawuni.
Sto lat później te ulepszenia nie wytrzymały naporu Turków Seldżuckich (tak, wrogość Ormian i Turków to nie tylko ludobójstwo z początku XX wieku, ale wielu wiele lat kolejnych konfliktów) i choć Amberd została odbita przez siły ormiańsko-gruzińskie, to już w XI wieku twierdza padła podczas najazdów mongolskich. Od 1236 roku aż do XX wieku nikt się tym obiektem nie interesował. Obecnie ruiny twierdzy są dostępne dla zwiedzających.
Kościół Amberd
Oprócz twierdzy można tu zobaczyć jeszcze inne budynki. Kościół Wahramaszen, znany tez jako kościół Amberd, zbudowano z bazaltu w X wieku. Wóczas poważnie rozbudowano i ulepszono całą twierdzę pod okiem księcia Wahrama Pahlawuniego. Według daty na portalu świątynię ukończono w 1026 roku. Musimy przyznać, że ormiańskie cerkwie są niesamowite: surowe, o wielkiej sile wyrazu, bardzo czuć tutaj klimat sacrum. Mniej rzucająca się w oczy jest łaźnia z przełomu X i XI wieku. Kiedyś istniał tu też rurociąg zapewniający wodę do obsługi twierdzy.
Zwiedzanie fortecy Amberd
Zwiedzanie fortecy jest ciekawe, a przy tym bezpłatne. Wcześniej czytaliśmy, że bilety miały być wprowadzone, ale w 2019 jeszcze nie było miejsca, w którym by je sprzedawano. Płatny może być co najwyżej parking, jak ktoś podejdzie i o to zapyta. Zresztą miejsca parkingowe i tak są zaimprowizowane, jak jest więcej samochodów trzeba ustawiać się wzdłuż drogi. Przed wejściem na teren zamku, gdzie znajduje się także wspomniany kościół, jest tablica informacyjna, także w języku angielskim. Droga do kościoła jest przygotowana pod turystów, idzie się spokojnie ścieżką z ławeczkami. Do świątyni można zajrzeć, a następnie wrócić i obejść zamek. Można też pójść dalej, by napawać się górskimi widokami.
Zamek w teorii zwiedza się tylko z zewnątrz. W praktyce jest to bardziej skomplikowane. Nie ma komnat, do których można by wejść. Wszystko jest zawalone, ale można wejść na mury. Tu specjalnie jest to utrudnione, raczej nie zachęcają do tego ludzi, ale nie ma barierek czy kogokolwiek, kto by tego pilnował. Natomiast na dziko samodzielnie można się wspiąć, co też czyni wiele osób, oglądając wszystko z góry. Dojazd samochodem do zamku nie nastręczał żadnych trudności. Jechało się w kierunku jeziora Kari, tam skąd musieliśmy się cofnąć, oczywiście mijaliśmy ściany śniegu. Ale cała trasa była całkiem dobrze odśnieżona. Jedynie ten fragment w kierunku Kari pozostawał zamknięty i nieodśnieżony.
Jeśli podobał Ci się ten wpis, śledź nas na Facebooku.
Szlak armeński | ||
Amberd |