Turystyczną stolicą północy Norwegii jest Tromso (nor. Tromsø). Znajduje się już za kołem podbiegunowym (aż 350 km), ale wciąż na stałym kontynencie. Znane jako „Wrota Arktyki”, to idealne miejsce dla różnego typu sportów i atrakcji zimowych, wliczając w to oglądanie zorzy polarnej.
Spis treści
Historia Tromso
Choć najstarsze ślady osadnictwa wskazują na obecność ludzi od schyłku epoki lodowcowej (9 – 10 tys. lat temu), to jednak bardziej stała osada na tych terenach powstała w ostatniej dekadzie IX wieku. Przebiegała tu granica między Norwegami i terenami ludu Saami (czasem też pisze się Sami). To był najbardziej wysunięty na północ fragment Norwegii. Od XIII wieku zamieszkany był już obszar dzisiejszego Tromsø, wówczas wzniesiono pierwszy kościół, wtedy najbardziej wysunięty na północ kościół na świecie. Do dziś miasto wciąż ma kilka rekordów tego typu. Prawa miejskie Tromsø uzyskało pod koniec XVIII wieku, mimo że mieszkało tu zaledwie 80 osób. Król zezwolił nowemu miastu na handlowanie dorszem, wcześniej ten przywilej miało na wyłączność Bergen. W XIX wieku miasto się rozwijało, zaczęto szkolić też ludy Saami oraz nazywać miasto Paryżem północy. Nie są do końca jasne przyczyny tego określenia, które jest zdecydowanie na wyrost, ale prawdopodobnie chodziło o to, że ludzie spodziewali się tu bardziej „dzikich” ludzi. Natomiast tutejsza ludność ubierała się zgodnie z najnowszym szykiem i modami, uwzględniając arktyczny klimat.
Przełom XIX i XX wieku wiąże się z rozwojem wypraw polarnych. Tromsø to „Wrota Arktyki”, stąd wyruszało wiele ekspedycji, którym przewodzili choćby Roald Amundsen, Umberto Nobile czy Fridtjof Nansen. Wielu uczestników tych wypraw pochodziło właśnie z tej okolicy. 4 sierpnia 1932 właśnie stąd na pokładzie lodołamacza „Sverre” wyruszyła pierwsza polska wyprawa polarna (arktyczna) pod wodza Czesława Centkiewicza.
W czasie II wojny światowej Tromsø było siedzibą norweskiego rządu. Miasto nie ucierpiało, za to w pobliżu zatopiono niemiecki pancernik Tirpitz. Po wojnie rozwijało się bardzo szybko: powstało lotnisko, uniwersytet. Dziś to największe miasto północnej Norwegii. Mocno rozwinęło się też turystycznie, przyciąga pasjonatów sportów zimowych i arktycznych przygód. Uchodzi za jeden z najlepszych punktów w całej Norwegii, jeśli chodzi o zorzę polarną. Pomogło mu otworzenie lotniska (1964), ale też złożenie uniwersytetu (1972), czy przeniesienie Norweskiego Instytutu Polarnego (1998) z Oslo.
Centrum Tromso
Tromso nie jest dużym miastem. Pomijając zorzę, większość osób traktuje je jako bazę dla aktywności. Są psie zaprzęgi, farmy reniferów, miejsca do trekkingów, fiordy, paralotnie i wiele innych. Sporo atrakcji dostępnych jest też latem, choć często mają inne oblicze. Natomiast miasteczko ma klimat, choć samo nie oferuje wielu atrakcji. Jednak to co jest, potrafią dość dobrze „sprzedać”. W centrum stoi sporo drewnianych domów, w większości z XIX wieku. Od 1904 ze względu na zagrożenie pożarowe zabroniono wznoszenia nowych domów z drewna.
Kościoły Tromso
W 1252 roku zbudowano w Tromso pierwszy kościół (ten najbardziej wysunięty na północ). Od tamtego czasu w centrum miasta znajdowała się świątynia. Niewiele wiadomo na temat wcześniejszych, ale obecnie wznosi się tu katedra (Tromsø domkyrkje). Ukończono ją w 1861 roku. To budowla w stylu neogotyckim, w całości wykonana z drewna (obecnie to rzadkość w przypadku norweskich katedr). Zwiedzanie jest płatne, natomiast godziny otwarcia są stosunkowo krótkie, ciężko jest się wpasować. Nie jest to jednak nietypowe dla Skandynawii.
O ile katedra jest historyczna, to najbardziej wyróżniająca się świątynia w Tromso to Kościół Tromsdalen (Tromsdalen kirke), znany jest także jako Katedra Arktyczna czy Katedra Morza Arktycznego. To stosunkowo nowa budowla, powstała 1965 roku, a jej autorem jest Jan Inge Hovig. Przypomina kształtem lapoński namiot, ma szklaną fasadę i witraże. Ze względu na monumentalną konstrukcję powszechnie nazywa się go katedrą. Wejście znów jest płatne, pod warunkiem, że załapiemy się na godziny otwarcia. Znajduje się on we wschodniej części miasta – Tromsdalen. Wieczorem też ładnie wygląda ze względu na oświetlenie.
Wzgórze Storsteinen
Jeszcze jedną atrakcją Tromsdalen jest Fjellheisen czyli kolejka na wzgórze Storsteinen (420 m n.p.m.). U góry znajduje się kawiarnia, ale przede wszystkim to jedno z najlepszych miejsc widokowych. Widać tu panoramę Tromso. Ze względów pogodowych jednak nie udało się nam ani wejść, ani wjechać (wyciąg nie działał) na górę, a nie chcieliśmy ryzykować idąc po ciemku oblodzonym szlakiem przy silnym wietrze.
Most w Tromso
Główna część Tromso znajduje się na wyspie Tromsøya (Romssasuolu w języku Sami). Jest ona połączona mostem – Tromsøbrua. To kolejna charakterystyczna konstrukcja w mieście. Most jest wysoki, by pod nim mogły przepływać statki. Ma długość 1036 m, stoi na 58 kolumnach, z których najwyższe mierzą 80 metrów wysokości. Ukończono go w 1960 roku. Był to wówczas najdłuższy most w północnej Europie, a jednocześnie pierwszy most wspornikowy wzniesiony w Norwegii. Dziś jest tam więcej podobnych konstrukcji.
Storgata, główny deptak Tromso
Jedną z kulinarnych atrakcji Tromso jest budka z hotdogami – Raketten Bar & Pølse. W ofercie mają parówki z renifera, ale również wegetariańskie. Przy budce często rozpalony jest ogień, przy którym można się ogrzać jedząc. Znajduje się ona przy ulica Storgata, to właściwie główny deptak miasteczka. Ulica jest zamknięta w pewnej części dla ruchu kołowego. Zlokalizowano przy niej sporo sklepików, ale też knajp, biur turystycznych, czy muzeów. Jest nawet dawne kino. Jak wiele rzeczy w Tromso, liczy się tu dobry marketing, inaczej pewnie przeszłaby niezauważona. Choć akurat hot-dogi mają swoją tradycję w krajach skandynawskich, w Reykjavíku jest podobne miejsce.
Nieopodal zlokalizowany jest Burger King, póki co najbardziej wysunięty na północ. W południowej części natomiast znajduje się najbardziej wysunięty na północ browar (nie licząc mikrobrowarów) – Macks. Przy nim działa knajpa – Ølhall. Tromso ma dość rozwinięte życie nocne. Są nawet knajpy z muzyką na żywo jak Rorbua Pub tuż obok hotelu Raddison Blu.
Hotele i port w Tromso
Raddison Blu jest ważnym punktem orientacyjnym w Tromso. Obok niego znajduje się hotel Scandic, ale to przede wszystkim Raddison jest miejscem spotkań wielu wycieczek zorganizowanych. Tu także ma przystanek autobus lotniskowy. Oba hotele leżą tuż przy samym porcie, po którym warto sobie pospacerować. Poza jachtami, jest tu także kąpielisko do morsowania. Port to także miejsce, gdzie można kupić wycieczki statkami i wybrać się na rejs wśród fiordów czy wypatrywanie wielorybów (są też knajpy oferujące mięso wielorybów). Jest to też dobry punkt, by obserwować drugą stronę brzeg, z arktyczną katedrą na czele.
Muzeum Polarnictwa w Tromso
Warto zwrócić uwagę na kilka muzeów w Tromso, od takich bardziej nastawionych na zabawę jak Muzeum Trolli, po zdecydowanie bardziej interesujące pozycje. Ciekawym mogłoby być Muzeum Polarnictwa (Polarmuseet i Tromsø), niestety spora część nie ma angielskich podpisów. Niby dostaje się kartkę na wejściu, która ogólnie opisuje, co znajduje się w danej sali, ale jednak nie sprawdza się to najlepiej. Zwłaszcza na dole jest sporo eksponatów, a kartka jednak jest niewielka.
Na górnym piętrze jest trochę lepiej, angielskie napisy się pojawiają, zwłaszcza w sekcji, która z dzisiejszej perspektywy ukazuje problemy z równością płci, bez oddania kontekstu historycznego, co zwłaszcza w przypadku kobiet, którym się wówczas udało byłoby ciekawsze i pouczające. Z podobnym podejściem spotkaliśmy się w Sztokholmie. Raczej promują postępowość pewnych jednostek, niż ukazują cały proces zachodzących zmian. Muzeum jest zlokalizowane w magazynie z 1830 roku. Otwarto je w 50 rocznicę wyprawy ratunkowej, podczas której zginął Amundsen. W kolekcji muzeum znajduje się spora dokumentacja wypraw polarnych na przestrzeni ponad 100 lat.
Skansen w Tromso
Inną powtarzalną atrakcją w Skandynawii jest skansen. Ten w Tromso jest naprawdę niewielki, kilka domów na krzyż. W momencie, gdy mieliśmy okazję zobaczyć całkiem spory w Oslo, to ten obejrzeliśmy jedynie z zewnątrz. Budynki w skansenie powinny oddawać te z XIII i XIV wieku.
Polaria
Kolejną przereklamowana atrakcja to Polaria. Łączy ona w sobie funkcje zoo i muzeum czy instytutu przyrodniczego, ale znów jest stosunkowo niewielka. Na plus jest z pewnością fokarium, ale poza nim to mamy kilka akwariów, wypchane zwierzęta i kino. Będąc z dziećmi można właśnie przyjść ze względu na foki. Trzymane są tutaj fokowąsy brodate (Erignathus barbatus), zwane inaczej fokami brodatymi. Oczywiście odbywa się tu ich karmienie, które stanowi najważniejszą atrakcję. Natomiast z perspektywy ogrodu zoologicznego, raczej jest to obiekt starszego typu. Choć trzeba przyznać, że zewnętrzna bryła budynku jest ciekawa. Dla nas jednak takim dobrym przykładem lokalnego akwarium wciąż pozostaje to, co widzieliśmy w Heraklionie. Natomiast jedno pozostaje niezmienne: to najbardziej wysunięte na północ akwarium na świecie.
Obok znajduje się statek MS Polstjerna, który był wykorzystywany w polowaniach na foki. Pochodzi z 1949, dziś to obiekt muzealny. Jednak w czasie naszej wizyty był w remoncie. Z obiektów muzealnych jest też Muzeum sztuki północnej i miejskie miejskie, a także Muzeum Obrony poświęcone w dużej mierze zatopionemu pancernikowi Tirpitz.
Nowoczesne budynki w Tromso
Chodząc po Tromso warto zwrócić uwagę na kilka obiektów, jak choćby mocno wyróżniający się budynek Miejskiej Biblioteki i Archiwum. Obok znajduje się Ratusz, także raczej nowoczesny. Kościół katolicki Naszej Pani, podobnie jak inne świątynie, mogliśmy oglądać jedynie z zewnątrz. Latem warto zobaczyć Ogród Arktyczny, znów jeden z najbardziej wysuniętych na północ ogrodów. Znajduje się on w kompleksie uniwersytetu. Z pomników w pamięć najlepiej zapada pomnik Amuldsena.
Zorza polarna w Tromso
Do Tromso przyjechaliśmy w bardzo konkretnym celu. Noce stają się coraz krótsze i chociaż zazwyczaj cieszymy się, że można dłużej zwiedzać za dnia, jedna nasza eskapada musiała odbyć się nocą. Mowa o polowaniu na zorzę polarną. Właśnie dlatego w weekend równonocy byliśmy w Norwegii. Tu po raz pierwszy stanęliśmy za kołem podbiegunowym. Tromso jest norweskim centrum zorzy i turystyki arktycznej, ale to nie znaczy, że w innych miastach tych atrakcji nie ma. Jakoś się tak przyjęło, że w Norwegii szukając zorzy przyjeżdża się tutaj (choć można ją znaleźć i w innych miejscach, na Svalbardzie także są takie wycieczki). Podobnie jest w Szwecji, gdzie do rangi takiego ośrodka aspiruje Kiruna, czy Finlandii gdzie turystów przyciąga przede wszystkim Rovaniemi. Na Islandii raczej króluje Reykjavík, choć Husavik bardzo by chciało przyciągać ludzi ze względu na zorzę.
Zorza polarna, czyli aurora borealis na północy i aurora australis na południu, to zjawisko świetle wywołane przez strumień wiatru słonecznego. Ziemskie pole magnetyczne chroni planetę przed przenikaniem protonów i elektronów wyrzuconych przez Słońce. Jednak pewna ich część jest w stanie przeniknąć (zależy to od polaryzacji) przez magnetosferę do górnej warstwy ziemskiej atmosfery. Cząsteczki wiatru poruszają się wzdłuż linii pola magnetycznego jonizując przy tym cząsteczki gazu, co obserwujemy jako świecące wstęgi, fale, kurtyny, pasma i inne formy, jaki przybiera zorza.
Wycieczka na zorzę polarną
Naszą wycieczkę na zorzę polarną kupiliśmy przez internet od jednej z agencji z Tromso w Norwegii. Można też kupić taki wyjazd już na miejscu, ale nie ma gwarancji, że będą miejsca – cieszą się one popularnością. Organizacja wycieczki nie jest prawdę mówiąc zbyt wyszukana, przynajmniej tam, gdzie my trafiliśmy: bus z przewodnikiem, który nawet wiele o tej zorzy nie opowiadał, raczej zajmował się po prostu jej wypatrywaniem. Mają oni pewne doświadczenie, więc jadą od jednego punktu do drugiego, aż dotrą do miejsca, gdzie widać zorzę. Alternatywą jest wynajęcie samochodu i samodzielne jej szukanie (z dala od miejskich świateł i często w prześwitach między chmurami). Dodatkowo ludzie szukający jej sami często wspomagają się aplikacjami, które pokazują prognozy zorzy i aktualny wskaźnik KP (on odpowiada za zasięg zorzy, nie jej jasność, jak czasami podają).
Po godzinie 20. wyjechaliśmy spod punktu zbiórki (tradycyjnie spod Radissona) poza miasto, w miarę daleko od świateł. Nam próbował przeszkodzić wschodzący niedługo księżyc w pełni – jego łuna przyćmiewała zorzę. Zimą te wycieczki zaczynają się wcześniej. Niemniej jednak w przypadku złych warunków atmosferycznych mogą zostać odwołane / przesunięte, więc warto mieć jakiś dzień w zapasie (my przesunęliśmy ją o jeden dzień ze względu na pogodę).
Zorza widziana z parkingu
Przewodnik przygotował ognisko, nad którym piekły się hot-dogi, były też gorące napoje. Robił też wszystkim uczestnikom pamiątkowe zdjęcia na tle zorzy i pomagał w ustawieniach aparatu, jeśli ktoś o to poprosił. Przede wszystkim jednak wskazał na zorzę polarną, gdy zaczęła się pojawiać na niebie. Trzeba przyznać, że taka słaba zorza dla niewprawnego oka jest nie do odróżnienia od chmury lub łuny odległych świateł.
Zorza polarna na początku była słaba, przypominała raczej bladą, lekko zielonkawą chmurę. Musieliśmy uzbroić się w cierpliwość (i ciepłe ubrania!), by zobaczyć naprawdę piękny spektakl. W pewnym momencie pojawiła się mocna, jasna zorza, która wyraźnie się poruszała. Widok zapierał dech! Z tym że nie należy wierzyć zdjęciom, nawet tym publikowanym tutaj. Nie oddają one natury zorzy. Są naświetlane trochę dłużej, stąd uwieczniona na nich zorza jest bardzo wyraźna i kolorowa. W praktyce jest o wiele bledsza. Cała wyprawa skończyła się godzinę po północy, gdy odwieziono nas do hoteli. Firmy zazwyczaj rezerwują czas nawet do 6-8 godzin, wszystko zależy od tego, jak daleko od Tromso uda się im znaleźć zorzę.
Kilka ciekawostek o zorzy polarnej
- zorza szczególnie chętnie pojawia się w okolicy równonocy wiosennej i jesiennej. Sezon na zorzę trwa mniej więcej od końca września do końca marca.
- największe szanse na zobaczenie zorzy są przed północą czasu lokalnego
- różne kolory zorzy to wynik jonizacji różnych gazów. Za zielony i czerwony kolor odpowiada tlen, purpura i bordo to azot, wodór i hel świecą na niebiesko i fioletowo
- kolor zależy też od wysokości danego gazu w atmosferze. Na przykład czerwona powstaje wyżej niż zielona, dlatego z Polski częściej jest widoczna zorza czerwona, a rzadziej można ją zaobserwować z koła podbiegunowego
- na nasilenie i zakres występowania zorzy ma wpływ pogoda kosmiczna, a konkretnie aktywność słoneczna. Gdy do Ziemi dociera gęsty strumień wyrzuconych ze Słońca naładowanych cząstek, zorza może być widoczna nawet z krajów śródziemnomorskich. Obecnie aktywność Słońca wzrasta
- zorza w Polsce nie jest wbrew pozorom bardzo rzadkim zjawiskiem, występuje nawet kilkanaście razy w ciągu roku. Najlepiej obserwować ją z nadbałtyckich plaż. Trzeba jednak pamiętać o tym, że wypada blado w porównaniu z zorzami z wysokich szerokości geograficznych, a i te zwykle nie są tak spektakularne jak wyglądają na zdjęciach – czuła matryca i trzy sekundy naświetlania robią swoje.
Renifery i wizyta u ludu Saami
Będąc w Tromso, poza zorzą wykupiliśmy sobie także wycieczkę do obozu Samów, w którym trzymane są renifery. Na początek warto dodać, że ludy Sámi lub Saami to po naszemu Lapończycy lub właśnie Samowie. Choć wiele Lapończyków łączy, to jednak nawet językowo są podzieleni na mniejsze grupy. Języki, choć należą do grupy ugrofińskich, są na tyle różne, że czasem trudno im się wzajemnie porozumieć. Natomiast kwestia nazwy „Lapończycy” w Norwegii jest trochę bardziej skomplikowana, gdyż czasami uchodzi za obraźliwą. Przedstawiciele tych ludów wolą nazywać się Sami.
Lapończycy (Saamowie) zamieszkują północną Norwegię, Finlandię, Szwecję oraz półwysep Kolski w Rosji. W okolicy Tromso przeważa język północnosaamski, który jest najczęściej używany spośród języków lapońskich. Dziś kultura Sami w Norwegii się odradza. Są finansowane nauki języków, robi się z tego atrakcję. Ale warto pamiętać, że wcześniej kulturowo byli oni przymusowo asymilowani. Obecnie, w dniu 6 lutego mają oni swoje święto, Dzień Sami. Wówczas w centrum Tromso organizowane są wyścigi reniferów i inne atrakcje.
Na rynku działa kilka firm, które mają w ofercie podobne wycieczki. My skorzystaliśmy z Tromso Arctic Reindeer. Wszystko załatwione przez internet, spotkaliśmy się przed wyjazdem z przedstawicielami firmy przy hotelu Radison. Tam po potwierdzeniu nas na liście przeszliśmy do autokaru. To jest masowa wycieczka i popularna, więc autokar był pełny.
Przebieg wycieczki na renifery
Po przewiezieniu nas na miejsce docelowe, zaproszono nas do namiotu, w którym przekazano trochę informacji o kulturze Sami. Później wyszliśmy na zewnątrz, by karmić renifery. Każdy kto chce, dostaje wiaderko z paszą i chodzi się między zwierzętami i podstawia wiaderko, one już wiedzą, co chcą zrobić. Jedne szukają jedzenia bardziej aktywnie, trzeba pilnować by nie wywaliły wiaderka. Są tu różne osobniki, młodsze i starsze. Jedne już pogubiły swoje poroże, inne dopiero gubią, jeszcze innym widać było, że rośnie. O tej porze roku zwykle w programie jest jeszcze przejazd saniami, które ciągną renifery. Pogoda jednak nam nie dopisała, z powodu roztopów i oblodzenia trzeba było z tej części zrezygnować (organizatorzy zwrócili różnicę ceny na kartę płatniczą). Warto pamiętać, że na pogodę w Tromso i okolicy ma wpływ Golfsztrom (ciepły prąd zatokowy), co skutkuje stosunkowo łagodnym klimatem, można więc się zdziwić. Gdy tu lecieliśmy, to więcej śniegu było na południu Norwegii.
Po karmieniu przychodzi dość kontrowersyjny moment, czyli poczęstunek. Można było wybrać albo lokalny specjał: bidos, czyli gulasz z renifera (zaraz po tym, jak się je głaskało i karmiło) albo pomidorową zupę wegetariańską. Po wszystkim wróciliśmy do namiotu, gdzie dalej opowiadano o kulturze Sami. Omówiono znaczenie tradycyjnego stroju, jego rodzaje, kolory, ale też mieliśmy okazję usłyszeć joik, czyli tradycyjny śpiew (bez akompaniamentu instrumentalnego). Całość z dojazdami zamknęła się w czterech godzinach.
Zwiedzanie i dojazd do Tromso
Do Tromso najczęściej przybywa się samolotem, są tanie loty nawet z Polski, ale sporo też łączonych przez Oslo. Lotnisko jest niewielkie, ale obłożone. Do centrum kursują zarówno busy lotniskowe – Airport Express (nie należy przejmować się rozkładem, który jest w sieci. Jeżdżą one częściej). Bilety kupuje się u kierowcy, płatność kartą. Trochę dalej można też łapać autobusy miejskie, tańsze, ale trzeba wziąć pod uwagę, że te nie zawsze jadą do turystycznego centrum. Zaś jeśli chodzi o klimat, warto jednak dodać, że dzięki ciepłym prądom morskim, nawet w zimie bywa tu cieplej niż np. na południu Norwegii.
Jeśli podobał Ci się ten wpis, polub nas na Facebooku.
Szlak norweski | ||
Tromso |