Zdecydowanie największą i najbardziej unikalną atrakcją kanaryjskiej wyspy Lanzarote jest Park Narodowy Timanfaya (hiszp. Parque Nacional de Timanfaya). Czasem używa się też nazwy Góry Ognia (Montañas del Fuego). Jego symbolem jest Diabeł, którego podobiznę widać przy wjeździe do parku. Unikalna wulkaniczna, nieziemska wręcz sceneria przyciąga nie tylko turystów, ale również filmowców, którzy znaleźli tu krajobrazy dosłownie nie z tej Ziemi. Mnóstwo kraterów, pola lawy, czarny pył i skały w różnych kolorach.
Spis treści
Powstanie obszaru wulkanicznego
Przy okazji Etny opisywaliśmy krótko różne stadia obszarów powulkanicznych, zwłaszcza te, które porastały mchami, a później powoli zanikały. Na Islandii przejeżdżaliśmy też przez porośnięte mchami pola lawowe Skaftareldahraun, ale tam podobnych miejsc jest zdecydowanie więcej. Timanfaya jest stosunkowo młoda i jeszcze w zdecydowanej większości nie miała szansy zarosnąć, zwłaszcza że tutejszy morski klimat raczej roślinności nie pomaga. Choć pewne porosty są, fauna i flora powoli odzyskuje tą ziemię i obecnie zamieszkuje go już ponad 100 gatunków. Naukowcy wykorzystują ten obszar do badań nad zjawiskami pojawiania się roślin i zwierząt w niegościnnym środowisku.
Większość dzisiejszego obszaru powstała w erupcjach z lat 1730 – 1736. Pierwsze wybuchy trwały przez 19 dni, dzień i noc, co sprawiło, że mieszkańcy porzucili okoliczne tereny. Wówczas to z około 300 kraterów wypłynęła lawa, która ukształtowała ten krajobraz. W 1824 roku doszło do kolejnej erupcji. W sumie lawa i pył pokrywa przynajmniej 1/4 wyspy, a co ważniejsze, nie pozostało tu nic poza wulkanami. Do dziś ziemia tutaj jest nagrzana w wielu miejscach, stąd właśnie skojarzenia z ogniem, piekłem, czy diabłem. Wystarczy pokopać trochę w ziemi i kilka centymetrów pod powierzchnią ma ona temperaturę 100 stopni Celsjusza. Na głębokości 10 metrów sięga ona nawet do 600 stopni.
Park Narodowy Timanfaya
Timanfaya została uznana za park narodowy w 1974 roku. Obecnie zajmuje on powierzchnię 51,07 kilometrów kwadratowych. Zaś od roku 1993 jest to także rezerwat biosfery UNESCO, głównie z powodów geologicznych. Jest to jednocześnie popularna i oblegana atrakcja wyspy, więc zwiedzanie nie jest niestety proste. Po pierwsze trzeba dojechać samochodem – to najwygodniejszy środek transportu. Alternatywą są wycieczki zorganizowane do parku (te można kupić też na Fuerteventurze, wówczas jest to zazwyczaj jednodniowy wypad). Nie ma tu zorganizowanego transportu. W każdym razie jadąc samodzielnie wjeżdża się na teren parku, mija znaki z diabełkiem, a potem posuwa się jedyną drogą naprzód. Po drodze jest budka z biletami. To pierwsze miejsce, gdzie robią się korki.
Potem jedzie się już do właściwego centrum dla odwiedzających i tu zaczynają się „schody”. Miejsce to nazywa się Islote de Hilario, na cześć pustelnika, który tu mieszkał. Zostały po nim zapiski, w których narzekał, że drzewo figowe, które tu zasadził, nie owocowało. Wracając jednak do trudności dla odwiedzających, z powodu dużego obłożenia, na drodze dojazdowej robią się korki i trzeba czekać, aż zwolnią się miejsca parkingowe. Tak więc najlepszą opcją jest przyjechanie tu wcześnie rano, co jest możliwe, o ile jedzie się z Lanzarote, a gdy jedziemy z Fuerty, trzeba liczyć się z korkami. Parking jest średniej wielkości, pierwszeństwo jednak mają busy z wycieczkami zorganizowanymi. Jednocześnie nie można tu wychodzić z samochodu, by obejrzeć okolicę. I akurat to jest dość ściśle przestrzegane w centrum parku, właśnie ze względu na wysokie temperatury, ale i delikatność pionierskiej fauny i flory.
Timanfaya: Centrum dla odwiedzających
Centrum to kilka atrakcji. W jednym miejscu można dotknąć nagrzanych kamieni wyciągniętych spod ziemi, w innym widać jak spalają się wrzucane do dołu fragmenty roślin. W jeszcze innym widzimy, jak wlewana jest woda do rury, a następnie ta woda odparowuje. Przypomina to trochę wybuch gejzeru. Wszystkie te eksperymenty są nadzorowane przez pracowników. Budynek centrum zaprojektował César Manrique Cabrera. Jego prace można oglądać w wielu miejscach Lanzarote, on też stworzył wzór symbolu parku – czyli diabła zwanego z hiszpańska El Diablo. El Diablo to także nazwa restauracji, która działa w centrum. Oferuje ona między innymi mięso z grilla, które jest pieczone z wykorzystaniem ciepła wulkanicznego. Sam piec przypomina studnię i można go zobaczyć (i zajrzeć do środka). Robi to wrażenie. Natomiast centrum przypomina geotermalne parki, takie jak choćby w islandzkie Hveragerði.
Uprzywilejowanie wycieczek zorganizowanych widać też przy zwiedzaniu już samego parku. Ono odbywa się z autobusu (tak zwane „gaugua”) i jak wspominaliśmy, nie można wychodzić. Jedzie się tak zwaną Ruta de los Volcanes. Najpierw trzeba czekać, aż podstawią autobus, aż kierowca wróci (bo często wychodzi na przerwę), aż zbierze się dostateczna liczba chętnych. W teorii busy odjeżdżają co pół godziny, ale to nie jest tak ściśle przestrzegane. Tak więc zwłaszcza w wysokim sezonie trzeba się liczyć z koniecznością czekania w kolejce w pełnym słońcu. Tu warto pamiętać, że w normalnym sezonie park Timanfaya odwiedza jakieś 1,5 miliona turystów rocznie. To jeden z najchętniej odwiedzanych parków narodowych w całej Hiszpanii.
Nie jest to jakoś irytujące, po prostu tak jest, wycieczki zorganizowane mogą jechać swoimi busami, więc nie muszą czekać. Niestety przejażdżki nie można zrobić własnym samochodem. Co gorsza, busy podstawione przez park mają jeden zasadniczy mankament, mianowicie szyby są kolorowe. Niby chronią przed słońcem, trochę jak okulary, ale widoki – i zdjęcia – wychodzą nienaturalnie. Krajobraz jest przepiękny, ale te szyby dość mocno rzutują na odbiorze całości, niestety negatywnie. Przejażdżka trwa około 40-45 minut i jest tu przewodnik, który trochę opowiada o historii parku i wulkanach. Czytane są też zapiski z czasów erupcji wulkanu, wszystko po hiszpańsku, angielsku i niemiecku.
Zwiedzanie Timanfayi
Bilety oferowane można kupić zarówno do samego parku, jak i innych atrakcji Lanzarote (combo). Ta druga opcja się bardziej opłaca, gdy przyjeżdża się tu samemu i ma się samochód. Wówczas faktycznie można objechać kilka miejsc (szerszy opis tych atrakcji w ramach całej Lanzarote). Natomiast ważne jest to, że nie trzeba wszystkiego oglądać jednego dnia. Zresztą byłoby to dość trudne do wykonania.
W parku istnieje jeszcze drugie centrum na północy (Centro de Visitantes e Interpretación), gdzie znajdują się ekspozycje o wulkanach. Zaś na południu parku działa jeszcze jedna atrakcja (w miejscu Echadero de Cammellos), dodatkowo płatna – przejażdżka na wielbłądzie (Ruta de Camellos). Ilość osób zainteresowaną tą atrakcją może wybić jakikolwiek pomysł, by z niej skorzystać. Swoją drogą, z tego miejsca można też przejść się niewielki kawałek na pieszo. Dłuższa trasa, licząca 9 kilometrów, znajduje się na wybrzeżu w pobliżu El Golfo (tam jednak nie dotarliśmy z powodu remontu dróg).
Trekking w El Cuervo
Pomijając centrum dla odwiedzających, resztę głównej części parku Timanfaya zwiedza się z autobusu (lub samochodu dojeżdżając). Szczęśliwie na obrzeżach parku znajdują się miejsca trekkingowe. Nie są one już tak nieziemskie, jeśli chodzi o krajobraz, przypominają bardziej inne kratery wulkaniczne (choćby Wezuwiusza albo Kafli, acz tam wewnątrz było jezioro). Ale to dość dobra alternatywa, zwłaszcza jak chce się zobaczyć coś z tych wspaniałości w sposób bardziej aktywny. My wybraliśmy się na krótki trekking na wulkan El Cuervo (Volcan Del Cuervo). Przy drodze znajduje się niewielki parking, tym razem nie było jednak problemów z miejscem. Potem idzie szlak. Dojście do kaldery (Caldera de los Cuervos), zajmie może z pół godziny. Warto zabrać wodę, zwłaszcza w gorący dzień. Następnie wchodzi się do wnętrza krateru. Jest to całkiem przyjemny spacer. Podobnych miejsc trekkingowych w okolicy znajdziemy kilka.
Winiarnia w La Geria
Warto też zatrzymać się na chwilę w miejscowości La Geria, gdzie znajduje się winiarnia (Bodega La Geria). Już pomijając możliwość skosztowania trunku, jest dodatkowo płatna wycieczka oferująca możliwość obejrzenia kulis jego produkcji i piwnic. To co naprawdę zachwyca, to winnica. Krzewy są uprawiane na wulkanicznym terenie, w dołkach, często otoczonych kamieniami. Wygląda to niesamowicie i wyjątkowo. To jeden z najciekawszych i najbardziej rozpoznawalnych krajobrazów Lanzarote. Wulkaniczne gleby sprzyjają uprawie winorośli. Na terenie winiarni znajduje się sklep z winem (lokalny wyrób) oraz restauracja. Tu można skosztować także specjalność Kanarów, czyli ziemniaki ze skórkami gotowane w solonej wodzie – papas arrugadas (hiszp. pomarszczone ziemniaki).
Timanfaya: Filmy
Wulkaniczny charakter Parku Timanfaya sprawia, że to miejsce spodobało się filmowcom. Zwłaszcza jako sceneria filmów SF. Tutaj nagrywano sceny na odległej planecie w filmie „Mój własny wróg” (1985) Wolfganga Petersena. Ale też kilka scen z klasycznego filmu fantasy – „Milion lat przed naszą erą” (1966) Dona Chaffeya. Obraz ten zasłynął scenami, w których jaskiniowcy walczyli z dinozaurami. Kręcono tu także zdjęcia do odcinka „Kill the Moon” w 8 serii serialu „Doktor Who”. Na Lanzarote nagrywano odcinek „Planet of Fire” z 1984.
Do tego warto dodać jeszcze film hiszpański „Stranded” (2001), którego reżyserem jest pochodząca z Walencji María Lidón. Opowiada on historię pierwszej załogowej misji na Marsa. Timanfaya przypomina nie tylko wyobrażenie o obcej planecie, ale również samego Marsa, co wykorzystuje ESA. Ma tu teren do szkolenia astronautów (kosmiczne powiązania ma też Teide na Teneryfie). Swoją drogą, NASA na Czerwonej Planecie jeden z obszarów nazwała mianem Timanfaya.
W sieci można znaleźć informacje, że powstawała tu także „Planeta małp”. Jest to informacja nieprawdziwa, wynikająca w dużej mierze z pomylenia dwóch filmów. O ile w pierwszej „Planecie małp” (1968) Kanary były inspiracją dla scenografii, to całość kręcono w Stanach, blisko Wielkiego Kanionu. Natomiast „Planetę małp” (2010) Tima Burtona nagrywano wprawdzie na polach lawowych, tyle że na Hawajach.
Informacje praktyczne
Wybierając się tu, warto pamiętać o trzech rzeczach. Po pierwsze odpowiednie obuwie, po drugie zapas wody, a po trzecie ochrona przeciwsłoneczne. W tej części Lanzarote słońce praży dość mocno. Problematyczne jest stwierdzenie, ile czasu potrzeba na Timanfayę, głównie ze względu na konieczność czekania, czy to przy wjeździe, czy na autobus. Nam zajęło to jakieś cztery – pięć godzin, ale na faktyczne zwiedzanie potrzeba było może z połowę tego czasu. Do tego należy dołożyć trekking (w zależności czy się na niego zdecydujemy).
Z oceną Timanfayi mamy spory problem. To naprawdę piękne, zjawiskowe miejsce, które szkoda odpuścić będąc na Wyspach Kanaryjskich. Niestety organizacja i ilość turystów sprawiają, że to raczej masowe odhaczanie i masowa obsługa. Można trochę zobaczyć, ale wycieczka nie jest w pełni satysfakcjonująca, nawet ta na własną rękę. Z drugiej strony szkoda właśnie nie zobaczyć choć trochę. Park to jedna z tych atrakcji, którą lepiej się wspomina z czasem.
Jeśli podobał Ci się wpis, śledź nas na Facebooku.
Szlak hiszpański | ||
Timanfaya | ||
Szlak filmowy | ||
PN Timanfaya |