To co naprawdę ściągnęło nas do Medellin, to Guatape, a przede wszystkim słynna wielka skała, stojąca pośród pól (El Peñól de Guatapé). Widok niesamowity, a i atrakcja całkiem ciekawa, kulturowo i przyrodniczo. Zwłaszcza gdy łączy się ją z wizytą w miasteczku. To idealny jednodniowy wypad z Medellin.
Spis treści
Dojazd do Guatape
Wyjazd ten dość łatwo zorganizować. Do Guatape z Medellin jedzie się busem na przykład ze stacji Terminal del Norte. Tak więc niespecjalnie trzeba się przejmować rozkładem. Do przejechania jest prawie 80 kilometrów, na warunki kolumbijskie to całkiem sporo, więc zajmuje to nawet do dwóch godzin. Z miasteczka Guatape można wziąć tuktuka i przejechać się pod skałę, a potem w ten sam sposób wrócić. W miasteczku także można kupić bilet na łódkę po jeziorze. Wycieczka bardzo łatwa do o samodzielnego zorganizowania, bo gdy już będziemy na miejscu, naganiacze resztę załatwią sami. Jedyny problem, jaki spotkaliśmy, to kwestia bagażu. Nie zamierzaliśmy wracać do Medellin, tylko od razu na lotnisko. Medellin ma dwa lotniska: jedno niewielkie w samym mieście, drugie jakieś 30 kilometrów od niego. Natomiast w Guatape nie ma terminala autobusowego, tylko po prostu przystanek.
Wycieczki do Guatape
Szukając opisów, ktoś nam zasugerował, żeby skorzystać z wycieczki zorganizowanej, bo oni raczej głównie podwożą na miejsce. Po miasteczku chodzi się samemu, po skale również. W momencie, gdy zobaczyliśmy cenę (30 USD), ze śniadaniem, obiadem (podstawowe napoje wliczone w cenę) i łódką, to od razu zapytaliśmy, czy są w stanie zabrać bagaże i wysadzić nas przed lotniskiem. Akurat trasa Medellin – Guatape przechodzi tuż obok drugiego lotniska. Obie odpowiedzi były na tak, więc Guatape zwiedzaliśmy wraz z Viaje Medellin. Wszystko było zgodnie z opisem, wycieczka całkiem w porządku. Nic specjalnego, ale jednocześnie wszystko, czego oczekiwaliśmy. Oczywiście jest sporo innych firm, często oferują one też prywatne zwiedzanie. Ta była dość mało inwazyjna, co nam pasowało. Przewodniczka mówiła głównie w autobusie, w pozostałych miejscach mieliśmy czas wolny. Cena była dobra, bo robią masówkę. Oczywiście można szukać innych wycieczek, nawet w Guatape widzieliśmy grupy, które chodziły po mieście z przewodnikiem.
Z samego rana, autokar wyruszył z Medellin prawie całkowicie pełny. Po drodze mieliśmy przystanek na śniadanie. Przy okazji był też sklep, natomiast tu od razu rzuca się w oko jedna rzecz. To już bardziej turystyczne oblicze Medellin, więc Pablo Escobar jest na koszulkach, magnesach i innych pamiątkach dla turystów.
Wioska El Peñol
Pierwszy, krótki i właściwy przystanek to wioska El Peñol. Oryginalne miasteczko znajdowało się na terenie dziś zalanym przez jezioro. Samo miasteczko założono w 1644 roku. Aż do XX wieku był to obszar rolniczy, jednakże ukształtowanie terenu – czyli sporo wzniesień i dolin, plus rzeki sprawiły, że stał się idealnym miejscem na zrobienie zapory i elektrowni wodnej. Wiązało się to jednak z zalaniem sporego areału w tym także przesiedleniem mieszkańców. Oryginalne miasteczko El Peñol znalazło się pod wodą. Zbudowano nowe, a pamiętajmy, że to okres, gdy Kolumbia nie miała wiele pieniędzy. Tak więc z kolonialnego centrum mieszkańcy dostali domki, równie dobrze mogące stać w fawelach w Medellin. Niemniej jednak kultura i pamięć o przeszłości sprawiły, iż postanowiono ją upamiętnić. W samym miasteczku znajduje się pomnik kobiety – feniksa odradzającego się z popiołów (można pominąć tę atrakcję). Druga jest trochę bardziej ciekawa, bo to replika dawnego rynku (Réplica del Peñol). I tam dostaje się trochę czasu wolnego.
Oczywiście są tam sklepy, restauracje. Jest też kościółek. Warto jednak wejść do sklepów, gdyż poza pamiątkami, są tam fotografie ze starego El Peñol. Czasu na tę replikę było aż za dużo, ale póki nie śpieszymy się nigdzie, jest to jak najbardziej okej. O ile jeszcze budynki ze sklepami i ich fasady specjalnie nie raziły, to już odtworzona świątynia wyglądała trochę na odwaloną. Natomiast tu warto dodać, że wraz z powstaniem akwenu, w miejscu, gdzie poza rolnictwem nie było praktycznie nic innego, dziś kwitnie mocno turystyka, ale także rybołówstwo. Więc nawet w tej replice oferują świeże ryby. Cały obszar się przeobraził.
Rejs po jeziorze
Z repliki przeszliśmy do portu, gdzie znajdowały się statki turystyczne. Wsiada się na taki i robi się krótki rejs po jeziorze. Jest ono dość malownicze i oferuje pewne ciekawostki, na przykład po drodze przepływa się obok postawionego na wodzie krzyża (La Cruz del Peñol). On właśnie upamiętnia stare El Peñol. Dziś na brzegach jest trochę pól uprawnych, ale też sporo hoteli i innych domków. Minęliśmy też jedną ruinę, która niezbyt pasowała do okolicy. Okazało się, że to jedna z hacjend Pablo Escobara – Finca La Manuela. Kilka lat wcześniej można było ją zwiedzać, ale rząd ukrócił to i obecnie niszczeje. Ludzie niekiedy tam docierają nielegalnie, także z przewodnikami.
Z jeziora dobrze widać też główną atrakcję, czyli skałę. Trzeba przyznać, że trochę się kojarzy z Sigiriją na Sri Lance. Samotny kawał kamienia był oczywiście najważniejszym punktem wyjazdu. Skała Guatape (El Peñól de Guatapé) jest znana też pod innymi nazwami: La Piedra del Peñol, La Piedra czy El Peñol. Dziś to jedna z największych atrakcji w Kolumbii.
Skała Guatape – La Piedra del Peñol
Granitowa skała liczy jakieś 65 milionów lat, powstała w wyniku erozji. Mierzy ponad 200 metrów wysokości od podstawy (niektóre źródła mówią o 220 metrach) i 2135 metrów n.p.m. W dawnych czasach okoliczni Indianie (np. z plemienia Tahami) czcili ją. Potem stała się raczej problemem. Zajmowała miejsce na potencjalnie dobrym polu uprawnym.
Wszystko się zmieniło, gdy 16 lipca 1954 roku Luis Eduardo Villegas López, Pedro Nel Ramírez, i Ramón Díaz postanowili się na nią wspiąć. Wejście zajęło im pięć dni. Uchodzący za ekscentryka Luis Eduardo Villegas López postanowił kupić tę ziemię. Nie stanowiło to problemu, bowiem skała była nieużytkiem. Chciał on nie tylko móc wchodzić na skałę, ale też ją udostępnić innym. W tym celu wybudował schody. Stopni tych schodów jest dokładnie 708. Dziś co 25 stopień pojawia się wymalowany numer, który informuje mniej więcej, jak wysoko jesteśmy. Dość przydatna informacja przy wchodzeniu. Konstrukcja jest o tyle ciekawa, że są one lekko pochylone, tak jakby wchodziło się na wzniesienie, a nie chodziło w klatce schodowej (którą miejscami trochę to przypomina).
Właściciel początkowo nie widział tego jako inwestycji. Raczej chciał się przysłużyć tym, którym zachciało się wejść na skałę. Jednak, gdy w okolicy pojawił się rezerwuar, widok z góry stał się jeszcze bardziej atrakcyjny, spadkobiercy postanowili zrobić z tego biznes. I do dziś kasują turystów za wejście (ono akurat nie było w cenie naszej wycieczki). Popularności tego miejsca dodają też kolumbijskie władze. Od lat 40. XX wieku jest to pomnik narodowy Kolumbii.
Wejście na Skałę
Już sam przyjazd pod skałę Guatape przypomina jak bardzo jest to turystyczne miejsce. Parking jest naprawdę duży. Dalej idzie się do budynków, w których znajdują się sklepy i restauracje. Po drodze zaś mija się budkę sprzedającą wycieczki helikopterem. Jest możliwość zakupu lotu wokół skały. Kusiło, dobrze wspominamy lot wokół góry Cooka, ale jednak się nie zdecydowaliśmy. Loty zaczynały się po godzinie 13:00. Tu pewnie pojawiłby się problem z naszym transportem, ale przewodniczka od razu zaznaczyła, że jeśli ktoś będzie potrzebował więcej czasu na Skałę, to powinien jej dać znać. Potem może do miejscowości Guatape dojechać samodzielnie i tam jej szukać. Nasza wycieczka, jak wspominaliśmy, była dość nieśpieszna i dająca sporo wolnego czasu. Mniej więcej ponad godzinę.
To tak naprawdę wystarczające. Kupno biletów, wejście na górę, a także stanie na schodach, gdy zrobiły się zatory, bo akurat część schodów była szorowana, obejrzenie wszystkiego z góry i fotografowanie ptaków i powrót na parking, zajęło nam jakieś 45 minut, a nawet specjalnie się nie śpieszyliśmy. Oczywiście przejście 700 schodów może być bardziej wymagające dla osób o gorszej kondycji.
W połowie drogi na górę znajduje się kapliczka z Matką Boską (a w sumie z dwiema). Na samej górze są toalety, znów sklepiki i coś do jedzenia, całkiem spory taras, oraz punkt obserwacyjny. Trzeba na niego wejść i można spokojnie podziwiać panoramę okolicy. Jak się chwilę poczeka, to można zobaczyć jak na górę dostarczane są produkty (za pomocą kolejki liniowej), albo można wypatrywać ptaki. Widoki zaś naprawdę są piękne, zwłaszcza jak popatrzy się na linię brzegową jeziora, która odzwierciedla dawne doliny. Sporo tam zieleni, wody i wysp. Ptaków też jest dużo, niektóre nawet gniazdują na Skale. Jeszcze jedna uwaga to zejście schodami na dół, normalnie obie klatki są rozłączne, więc jedni nie blokują drugich, chyba, że część schodów jest akurat zamknięta.
Historia miasteczka i regionu
I do tego dochodzi właśnie miasteczko Guatape. Nazwa pochodzi od indiańskiego kacyka, który kontrolował ten teren przed Hiszpanami. Ci przybyli tu w XVI wieku. Miejscowość Guatapę założył Don Francisco Giraldo y Jimenez 4 października 1811. Początkowo było to miasteczko rolnicze, a w dalszej okolicy mieszkali jeszcze górnicy, więc było to idealne miejsce by handlować. Jednak wszystko się zmieniło wraz z budową tamy i rezerwuaru w latach 70. XX wieku. Dziś jest to obiekt, który produkuje najwięcej energii elektrycznej w środkowej części kraju. Jednocześnie zmienione środowisko rozruszało turystykę.
Guatape jest bardzo kolorowym miasteczkiem z kolonialną architekturą. Ale wyróżnia je jeszcze jedna rzecz, tak zwane Zócalos. Zócalo to po hiszpańsku listwa przypodłogowa. Budynki tutaj mają ozdobniki właśnie w dolnej części, przylegającej do podłoża. Czasem są tylko malowane, często jednak są rzeźbione. Pierwsze były standardowe, miały zdobienia religijne, naturalne bądź związane z zawodem właściciela. Dziś jest tego dużo więcej, a twórcy starają nie ograniczać wyobraźni. Sprawia to, że Guatape ma nietypowy klimat i wyróżnia się na tle wielu innych miejscowości w Kolumbii.
Zwiedzanie Guatape
W centrum dominuje kościół Matki Bożej z Góry Karmel (Parroquia Nuestra Señora Del Carmen). Jest bardzo ładny, wewnątrz i na zewnątrz. Znajduje się przy Parku Głównym Guatape, który szczyci się również fontanną. Stamtąd można podejść do rozpoznawalnego miejsca jakim jest Plazoleta de Los Zócalos. Natomiast z pewnością warto powłóczyć się po tych uliczkach, jest sporo kolorowych budynków. Całość robi dobre wrażenie. Spokojniej jest przy brzegu jeziora, gdzie znajdują się litery GUATAPE. Oczywiście rejs po rezerwuarze też jest możliwy, a opcji wiele – od motorówek, po duże statki dla wycieczek. Prawdopodobnie nie dopłyną one do krzyża o którym wspominaliśmy, ale z pewnością nie zabraknie dobrych widoków na Skałę.
Jeśli chodzi o poziom bezpieczeństwa to najbliżej Guatape do Salento. To miejscowość przede wszystkim turystyczna, więc bezpieczna. Tak więc, co chwile będą nas atakować pracownicy restauracji, naganiacze łodzi czy innych sportów wodnych (można wziąć kajak lub rower wodny) i tuktuków. Jest ich sporo, mimo to, miejscowość i Skała zachwycają. Tak, jest turystyczna, ale właśnie w sposób bardzo podobny jak Salento, przyciąga więc zarówno turystów zagranicznych jak i dużo Kolumbijczyków (szczególnie we weekendy), a przy tym wciąż udało się zachować klimat. Może trochę ginie on przy samym skalnym bloku, ale on potrafi się obronić mimo tych wszystkich sklepików.
Jeśli podobał Ci się wpis, śledź nas na Facebooku.
Szlak kolumbijski | ||
Guatape |