Niewielkie miasto Kanchanaburi (taj. กาญจนบุรี) położone jest na trasie Kolei Birmańskiej, czyli niesławnej Kolei Śmierci. Tutaj także łączą się rzeki Khwae Noi oraz Khwae Yai, wpływając razem do rzeki Maeklong. Te dwie z pozoru niezwiązane ze sobą fakty spotykają się w powieści Pierre’a Boulle „Most na rzece Kwai” i filmie z 1957 roku o tym samym tytule, wyreżyserowanego przez Davida Leana. Dziś, choć film a jeszcze bardziej książka, są trochę zapomniane, jednak sam most wciąż istnieje w świadomości kulturowej, a tym samym także w tajskiej turystyce.
Spis treści
Most na rzece Kwai – historia
Zacznijmy od początku: Kolej Birmańska powstała w latach 1942 – 1943 i połączyła Bangkok z miastem Rangun w Birmie (obecnie Mjanma). Jako droga zaopatrzeniowa była kluczowa dla japońskiej okupacji Birmy i dalszego planu ataku na Indie. Trasa zaczynała się w Tajlandii, wówczas sprzymierzeńca Japonii. Niechlubne miano Kolei Śmierci wzięło się stąd, że przy budowie tej 415-kilometrowej trasy zginęły tysiące przymusowych robotników. Japończycy do pracy zmusili alianckich jeńców wojennych i miejscową ludność. Szacuje się, że życie straciło (w wypadkach przy pracy, z wycieńczenia, z powodu chorób i okrucieństwa okupanta) około 16 tysięcy jeńców i nawet 100 tysięcy cywili, z jakiś 250 tysięcy pracujących nad tą budową.
Dwa najsłynniejsze fragmenty tej trasy to Piekielna Przełęcz (Hellfire Pass) w prowincji Kanchanaburi, gdzie zginęło szczególnie wielu ludzi oraz most nr 272 zbombardowany przez Amerykanów, uwieczniony jako „most nad rzeką Kwai”.
Obecnie Kolej Birmańska działa tylko na odcinku 130 kilometrów (cała trasa liczyła 415 kilometrów) jako trasa turystyczna z Bangkoku do Nam Tok. Końcowa stacja położona jest 18 kilometrów od Hellfire Pass, który dziś funkcjonuje przede wszystkim jako miejsce pamięci. Zarządzają nim Australijczycy oraz Wojsko Tajskie. I tam nie byliśmy, szkoda.
Most na rzece Kwai w popkulturze
Ciekawszy turystycznie i popkulturowo jest most nr 272, czyli most na rzece Kwai, to bez wątpienia jedna z najsłynniejszych przepraw świata. Tutaj dochodzimy do geograficznych nieporozumień. To, co dziś nazywamy rzeką Khwae Yai, to liczący 280 kilometrów górny bieg rzeki Maeklong. Ze względu na sukces wydanej w roku 1952 roku powieści, a jeszcze większej sławie filmu Davida Leana, w 1960 roku Tajowie zdecydowali zmienić nazwę górnego biegu Maeklong na Khwae Yai. Zabieg miał na celu promowanie turystyki: ludzie pytali, to ludzie dostali.
Rzeka Kwai?
A co z Khwae Noi, która płynie nieopodal i brzmi bardziej jak „Kwai”? Cóż, nad rzeką Khwae Noi Pierre Boulle przerzucił swój tytułowy most. Być może była to celowa zmiana, być może pomyłka. Prawda jest taka, że most 272 spinał brzegi rzeki Maeklong w górnym biegu. W 1960 roku dostosowano się do powieści, poniekąd urealniając ją. W każdym razie, gdy turysta będzie chciał pojechać na most nad rzeką Kwai, trafi w odpowiednie miejsce. I tam zobaczy „właściwy” most. Faktycznie jest on trochę przesunięty niż oryginalny, ale to nie ma dużego znaczenia, to prawie to miejsce i prawie ten most. Kulturowo nowy doskonale przejął tę funkcję.
Tu dochodzimy do drugiego przeinaczenia. Przedstawione w powieści i filmie wydarzenia są fikcyjne, choć oparte na faktach i przeżyciach Boulle’a. Powstały dwa mosty – drewniany – zbombardowany przez Amerykanów i odbudowany właściwy, żelazny, który dziś można oglądać i nawet po nim przejechać pociągiem.
Gdzie znajduje się most na rzece Kwai?
Tak więc ten, który można oglądać dziś, to tak naprawdę nie „ten” most na rzece Kwai. Przeprawa, po której obecnie jeździ pociąg, jest następcą tego zbombardowanego podczas wojny. Turystyka była tu ważnym elementem jego odtworzenia, ale wykorzystanie linii również robi swoje. Druga sprawa to fakt, że powieść i film „Most nad rzeką Kwai” przedstawiają historię, która mogła mieć miejsce tylko tutaj, na trasie Birmańskiej Kolei Śmierci. Ludzie chcą zobaczyć ten most. Ale nie pamiętają albo nie znają końcówki filmu, gdzie most był wysadzany. Nie znają też historii, więc lepiej przyciąga ich most na rzece Kwai, niż miejsce, w którym stał most. Jakby ktoś jednak był zawiedziony, to niewielki fragment oryginalnego mostu można obejrzeć w muzeum.
Gdzie kręcono „Most nad rzeką Kwai”
Co się zaś tyczy filmowego miejsca, to David Lean kręcił swój słynny film „Most nad rzeką Kwai” na Cejlonie (obecnie Sri Lanka), dokładniej niedaleko miejscowości Kitulgala na rzece Kelani. To lankijska lokacja dziś sprawia wrażenie bardziej dzikiej, choć też jest turystyczna, ale raczej jako miejsce do aktywnego wypoczynku. Na Sri Lance powstawały też inne sceny do tego filmu, ale już poza rzeką Kelani.
Marsz z „Mostu nad rzeką Kwai”
Pozostając przy temacie filmowym, produkcje wojenne z lat 50 – 70 mają ten ciekawy przygodowy klimat, nie przystający jednak do okropności wojny. Mimo to trudno nie było nucić „Colonel Bogey March”, znanego lepiej jako „The River Kwai March” lub wersji z tekstem. Oryginał, czyli Colonel Bogey March został skomponowany w 1914 roku przez porucznika F.J Ricketts z Brytyjskiej Armii. Aranżacja Malcolma Arnolda w filmie „Most nad rzeką Kwai” to jego pierwsze „wystąpienie” w kinie. Podczas II wojny światowej zrobił karierę jako melodia do słów „Hitler Has Only Got One Ball” (pierwotnie Göring miał jedno…), jako marsz kanadyjskich batalionów, a także jako melodia amerykańskiego oddziału Women’s Army Corps (słowa „Duty is calling you and me, we have a date with destiny…”).
Z nowszych historii, Colonel Bogey z tekstem o Hitlerze wystąpił w serialu „Człowiek z Wysokiego Zamku”, a nawiązanie do tej wersji jest w „Jojo Rabbit” – wyimaginowany Hitler zaprzecza, jakoby miał jedno jajko. Jest to jeszcze jeden trop historyczno-kulturowy, acz niekoniecznie tak naprawdę związany z mostem.
Inne filmy o moście na rzecze Kwai
Warto też dodać, że film Davida Leana to nie jedyna kinowa historia tego mostu. W 1989 powstał „Powrót znad rzeki Kwai” Andrew McLaglena. Tytuł może być mylący, to nie sequel, to opowieść bazująca na książce historycznej, ukazującej także perspektywę japońskich więźniów wojennych. Prawdę mówiąc kwestia tytułu była powodem sporu sądowego z producentem filmu Leana. „Powrót” kręcono głównie na Filipinach i w Malezji. Drugi film to „Droga do zapomnienia” (2013) Jonathana Teplizky’ego, który jest adaptacją biografii Erica Lomaxa, więźnia wojennego, torturowanego przez Kempeitai (japońska żandarmeria wojskowa), a który był przymuszony do budowy tej kolei. I choć sporą część tej produkcji kręcono w Australii, pod koniec filmu znajduje się scena nagrana na moście w Kanchanaburi.
Kanchanaburi w kinie
Warto dodać, że Kanchanaburi, a raczej okolice, to także lokacje dla innych filmów. Powstawały tu choćby „Operacja słoń” (1995) Simona Wincera, „Ofiary wojny” (1989) Briana De Palmy (także wykorzystano ujęcia mostu), „Ostateczne poświęcenie” (2019) Todda Robinsona, czy „Bez granic” (2003) Martina Campbella.
Zwiedzanie Kanchanaburi
Samo miasto Kanchanaburi, od czasu państwa Ayutthaya pełniło rolę posterunku wojskowego. Zmieniało się jego położenie. To, które zajmuje obecne miasto, ustalono za czasów króla Ramy III w 1831 roku. Cały czas posterunki chroniły Tajlandię przed birmańskimi atakami. Miasto tak naprawdę rozwinęło się w XX wieku, jeszcze przed II wojną światową. Było też okupowane przez Japonię. Po wojnie, dzięki sukcesowi filmu, stało się jedną z mniejszych atrakcji.
Stacja kolejowa i pociąg w Kanchanaburi
Kanchanaburi jako miasteczko jest raczej mało ciekawe. Ludzie zatrzymują się tu przy moście, trochę dalej znajduje się muzeum. Dodatkowo przy samym moście jest też działająca stacja kolejowa. Gdy pociągu nie ma, most jest dostępny i można spokojnie nim przejść na drugą stronę rzeki, podziwiać go. Na stacji Saphan Kwae Yai zatrzymuje się kilka pociągów dziennie. Rozkład jest umieszczony na stacji, można też sprawdzić go w Internecie na mapach Google’a (rzadko się zmienia, za naszego pobytu było to 6:05, 7:12, 10:55, 14:36, 16:26, 17:31 i te godziny utrzymują się od lat).
Przejazd pociągu po „moście nad rzeką Kwai” jest nie lada atrakcją, zarówno z poziomu mostu, jak i z pociągu. Tajowie, którzy pociągiem podróżowali, machali nam, zaś turyści intensywnie fotografowali. Natomiast większość osób przyjeżdża tutaj, by oglądać sam most. Więc jak się uda jeszcze zobaczyć przejeżdżający przez niego pociąg, to jest to dodatkowa atrakcja. Nie tak dużą jak choćby wjazd pociągu na targ kolejowy Maeklong, ale wciąż warto poczekać. Zwiedzanie mostu jest darmowe. Przed pociągiem tylko pilnują, by ludzie zachowali bezpieczną odległość (w tym po bokach mostu).
Inne atrakcje Kanchanaburi: JEATH War Museum
Nieopodal stacji Kanchanaburi znajduje się niewielkie muzeum (JEATH War Museum). Jest warte odwiedzenia, nawet jeśli możne się wydawać, że jest to muzeum rozmaitości. Wśród różnych eksponatów znajdują się te związane z budową Kolei Śmierci i z samym mostem, także fragmenty oryginalnego mostu, który został zniszczony podczas II wojny światowej. O tym wspominaliśmy wyżej. Dzisiejsze Kanchanaburi pełne jest hoteli o różnym standardzie, starają się też promować różne aktywności wodne. Tajowie chcą wykorzystać popularność tego miejsca, trudno się im dziwić. O ile na zwiedzanie samego mostu, z jego przejściem wystarczy z pół godziny, to warto czasem poczekać na przejazd pociągu. To ciekawe doświadczenie.
Dodatkowo przynajmniej godzinę trzeba poświęcić na muzeum, które jest oczywiście płatne. Mając więcej czasu można też zwiedzić drugie muzeum Kolei Tajsko-Birmańskiej, czy wspomnianą przełęcz. Jednakże większość osób przyjeżdża tam na bardzo krótko, by zobaczyć most. To popularna jednodniowa wycieczka z Bangkoku, łączona często z parkiem Erawan. Oferuje ją zdecydowana większość agencji. Nam się poszczęściło, gdyż nie było innych chętnych, więc właściwie mieliśmy prywatną wycieczkę (w normalnej cenie) i mogliśmy więcej czasu spędzić w Kanchanaburi, czekając na pociąg.
Jeśli spodobał Ci się wpis, śledź nas na Facebooku.
Szlak tajski | ||
Kanchanaburi |