Wąwóz Saklikent w Parku Narodowym Saklıkent to jedna z najbardziej niesamowitych atrakcji Riwiery Tureckiej. Wymagająca, nie dla każdego, ale za to dająca olbrzymią satysfakcję. To taki kanioning jaki lubimy, spodobało się nam to w Wadi Mujib, nie inaczej było tutaj.
Spis treści
Kanion Saklikent i Park Narodowy (Turcja)
Park Narodowy Saklıkent, ustanowiony w 1996 roku, otacza wąwóz Saklıkent (tur. „ukryte miasto”) w górach Taurus. Z wysokością sięgającą 300 metrów i długością wynoszącą 18 kilometrów jest to najgłębszy i najdłuższy wąwóz rzeczny w Turcji i jeden z najgłębszych na świecie. Przez tą wysokość nie dociera tu słońce, więc nie nagrzewa wody, ta potrafi być w lecie dość zimna.
Przejście przez wąwóz Saklikent
Przejście wąwozu nie jest jednak tylko trochę dłuższą wycieczką. Wciąż wymaga specjalistycznej wiedzy z zakresu canyoningu i sprzętu i jest trudny do tego stopnia, że ekipa eksploratorów zdobyła go dopiero w 1993 roku! Od tego czasu został częściowo przygotowany dla turystów, ale nie jest to miejsce dla każdego. Udostępniono zaledwie 4-ro kilometrową część kanionu, która użycia sprzętu nie wymaga, ale z pewnością warto zastanowić się, czy chcemy zabierać tu małe dzieci.
Przy przyjeździe wygląda dość niepozornie. Mamy do dyspozycji duży parking, budkę biletową oraz sklepiki i pięknie położony bar, który znajduje się nad wodą. Stoliki i siedzenia są intrygująco ustawione, robi to niesamowity klimat. Potem przechodzi się przez barierkę, można dopasować tam kask. W teorii powinno być to obowiązkowe, ale w praktyce panuje tu spora dobrowolność.
Dalej mamy najłatwiejszy fragment: schody i wiszącą, przytwierdzoną do skały kładkę, którą wchodzi się do wnętrza wąwozu. Z powrotem niektórzy przepływają sobie ten fragment wpław. Potem jest mały przystanek i pierwsza przeszkoda. Trzeba przejść przez całkiem spory strumień. Miejscami jest rwący, kamienie bywają śliskie. Szczęśliwie jest lina, która pozwala łatwiej przez niego się przedostać. Głębokość zależy od aktualnego poziomu wody, my byliśmy we wrześniu, więc woda była powyżej kolan w najgłębszych fragmentach.
Pierwsza przeszkoda: Potok
Dopiero po przejściu potoku wchodzi się do właściwej części kanionu. I tu jest trochę wspinaczki, trochę brodzenia w wodzie. Ciekawa i bardziej wymagająca atrakcja, gdzie potrzebujemy koordynacji i pewnej kondycji, by chodzić po drobnych skałach, wspinać się czasem, albo skakać. Poziom jest dość wyrównany do jednego miejsca, pierwszego wodospadu. Na nim wiele osób kończy swoją przygodę z kanionem.
Po sforsowaniu pierwszego wodospadu jest niby łatwiej. Jednak musimy przyznać, że i dla nas było to wyzwaniem i przejście niektórych fragmentów wymagało wzajemnej pomocy turystów. Można także wynająć przewodnika – sami zaczepiają na początku szlaku – który przede wszystkim jest taką pomocną dłonią. Przewodnicy chodzą po trasie i oferują swoją pomoc, oczywiście za pieniądze. W przypadku grupki osób może to być całkiem niezłe rozwiązanie. Przewodnicy mają często też certyfikaty, choć w tym wypadku jak już pomagają to chyba nie ma to znaczenia.
Pierwszy wodospad
Cała zabawa z tym pierwszym wodospadem polega na tym, że o ile wcześniej, przy trudniejszych przejściach pojawiają się liny bądź jakieś pomoce, tu już tego nie ma. On celowo jest pozbawiony ułatwień, by samodzielni turyści, bez większego doświadczenia we wspinaniu się od niego odbili. Prawdopodobnie lina czy łańcuch bardzo wiele by tu pomogły, ale przeszkadzają w biznesie. Więc albo ktoś nas wciągnie, albo podsadzi i tu właśnie pojawia się pomocna dłoń przewodnika.
Przejście przez pierwszy wodospad jest chyba najtrudniejszym elementem trasy. Potem poziom trudności jest trochę większy od tego, co było przed wodospadem. Trasa kończy się na drugim wodospadzie. Oba są właściwie niewielkie i stanowią raczej informację o końcu szlaku, niż faktyczny cel. Główną atrakcją jest oczywiście sam wąwóz, malowniczy i klimatyczny. Zaś z wodospadu czeka nas droga powrotna i na końcu przejście przez strumień. Jak już się go raz przeszło nie jest tak straszny, ale to dobra okazja, by zobaczyć jak inni sobie radzą (bądź nie radzą) z tą przeszkodą. Warto zauważyć też, że wiele osób nie próbuje dojść do końca, już nie mówimy o pierwszym wodospadzie. Rezygnują wcześniej. W takich wypadkach trzeba mierzyć siły na zamiary i podobnie jak w górach bezpieczeństwo jest tu naprawdę najważniejsze. Zaś od strony osób obsługujących kanion wewnątrz właściwie nikogo nie ma.
Drugi wodospad
Za drugim wodospadem, jak się już sforsuje tę ścianę, dalej ciągnie się kanion. To już jest ta część nieturystyczna i niedostępna bez sprzętu. Nawet nie próbowaliśmy myśleć, by tam pójść.
Tu jeszcze jedna uwaga. W naszym wypadku spacer po kanionie wiązał się z chodzeniem po skałach i ewentualnie strumieniu. Błota było niewiele, ale według informacji, które znaleźliśmy, w innych porach roku należy się liczyć z pokonywaniem mułu, więc wiąże się to z wybrudzeniem się.
Dojazd do wąwozu Saklikent
Dojazd do kanionu jest dość dobrze oznaczony. W przypadku, gdy nie mamy w Turcji samochodu warto skorzystać z wycieczek. Główną bazą wypadową do kanionu jest Fethiye i okolica. Przed wejściem znajduje się wiele stoisk, gdzie można kupić sobie przydatny sprzęt, czy to ochraniacze na telefony, ale także na buty. W sumie można było kupić nawet buty przeznaczone do chodzenia w wodzie. Warto też wziąć pod uwagę, że wąwóz Saklıkent nie jest otwarty przez cały rok. Wszystko zależy od warunków. Gdy woda jest zbyt wysoka, dotyczy to okresu od późnej jesieni to wczesnej wiosny, atrakcja jest zamknięta.
Dla nas kanion Saklikent to był jeden z najważniejszych punktów powrotu do Turcji. Nie zawiedliśmy się. Jest to bez wątpienia świetna, trochę bardziej wymagająca, ale dająca dużo satysfakcji atrakcja. I coś, co bardzo wyróżnia się na Riwierze Tureckiej.
Jeśli spodobał Ci się wpis, polub nas na Facebooku.
Szlak turecki | ||
Wąwóz Saklıkent |