Wśród przyrodniczych atrakcji Kolumbii jedna wyróżnia się naprawdę mocno, to rzeka Caño Cristales, co znaczy tyle co kryształowy kanał. Zwana bywa też rzeką pięciu kolorów bądź płynną tęczą. Wszystko za sprawą niezwykle ubarwionych roślin wodnych, które nią w niej rosną, nadając jej fragmentom bardzo wyrazisty, czerwony kolor. Ten, w zestawieniu z innymi naturalnie tu występującymi, sprawia że całość jest naprawdę przepiękna. Niektórzy piszą nawet, że to najpiękniejsza rzeka świata, mówi się o niej też tęczowa rzeka albo kolorowa rzeka w Kolumbii. A co jeszcze ważniejsze, jest mało popularna turystycznie.
Spis treści
Niezwykłe Caño Cristales
Za tym pięknem stoi niewielka wodna roślina z gatunku Macarenia clavigera. Jest to endemiczny wodorost, występujący jedynie tutaj, w dorzeczu Caño Cristales. Przypomina trochę glon albo algę, ale należy do rodziny zasennikowatych, rząd malpigiowców. Roślina ta normalnie ma kolor zielony, ale pod wpływem słońca robi się czerwona. Porasta dno Caño Cristales na tyle gęsto, że nadaje mu tę niezwykłą barwę. Jak do tego doda się kolor żółty (od dna rzeki), zielony (od innej roślinności, także lądowej), niebieski (od nieba) i czarny (od kamieni), to uzyskujemy pięć kolorów, wymieszanych przez przyrodę w niezwykły sposób.
Trzeba jednak pamiętać, że Macarenia clavigera, jak większość roślin, żyje okresowo. Zaczyna rozrastać się wraz z podnoszeniem się poziomu wody. Wówczas się zieleni, słońce zaś sprawia, że zmienia swój kolor na czerwony, dodatkowo poziom wody opada, a rzeka jest spokojniejsza. Te czerwone dywany można oglądać od końca lipca do początku listopada. Potem pod wpływem braku słońca rośliny te robią się czarne i zamierają. Jak to z roślinami bywa, daty mogą ulegać pewnym wahaniom, więc najbezpieczniejszy i najlepszy termin to wrzesień – październik.
Natura w Caño Cristales
Caño Cristales znajduje się na terenie Parku Narodowego Serranía de La Macarena. Serranía to z kolei pasmo górskie, niewielkie i dopiero się tu zaczynające. Graniczące z obszarem Amazonii oraz fragmentem sawanny zwanym tutaj Orinoko, głównie ze względu na podobieństwa jeśli chodzi o roślinność (sawanna). Do samej rzeki Orinoko jest stąd dość daleko. Natomiast rzeka, Guayabero, do której wpływa Caño Cristales, jest jednym z dorzeczy Orinoko, mimo że znajduje się w obszarze ekosystemu Amazonii. To wszystko może być trochę mylące, ale wynika wprost z tego, że graniczą tu trzy obszary: góry, dżungla i sawanna. Jednocześnie przechodzą między sobą płynnie, więc tu tej granicy się nie czuje.
Poza roślinnością teren jest też przepiękny z powodu geologii. Kwarcytowe skały uformowały się jakieś 1,2 miliarda lat temu. Natomiast potem teren kształtowała rzeka i erozja, odpowiedzialne za wgłębienia. W korycie rzeki można więc dostrzec kamienie i formacje skalne, rzeźba terenu sama w sobie miejscami jest niesamowita. Mówi się, że w Caño Cristales nie ma ryb, ale sami widzieliśmy kilka. Rzeka nie jest duża, licz 100 kilometrów długości i w najszerszym miejscu 20 metrów szerokości.
Raczkująca atrakcja turystyczna
Caño Cristales to obszar stosunkowo mało rozpropagowany turystycznie. Już pomijając kwestię miesięcy, w którym kwitnie Macarenia clavigera, co zdecydowanie ogranicza ruch turystyczny. Lokalni hodowcy bydła odkryli to miejsce dopiero w 1969 roku, szukając nowych terenów do wypasu zwierząt. Co więcej, warto pamiętać, że wojna domowa w Kolumbii trwała 52 lata, od 1964 do 2016 roku. Przez dużą część tego okresu tereny te były opanowane przez partyzantów, więc niedostępne. Stąd nadawało radio partyzantów, ludzie uprawiali tu dla nich kokę, wojsko trzymało się z daleka. Dopiero więc od niedawna można spokojnie przyjechać do Caño Cristales i oglądać te wspaniałości. Wojsko nadal jest obecne w La Macarenie, ale dla turystów nie ma to żadnego znaczenia.
Choć turystyka jest obecnie drugim głównym źródłem zarobku w regionie, jest stosunkowo mało rozwinięta. Nie ma tu tłumów turystów, zwiedzanie jest dość kameralne, co jest na plus. Pozostaje jeszcze jeden aspekt: na tych terenach znajdują się złoża ropy naftowej. Ich przemysłowe wydobycie to właściwie wyrok śmierci dla Caño Cristales. Po wyborach prezydenckich w 2022 roku, głównie dzięki staraniom obecnej wiceprezydent, ochrona tutejszej przyrody wydaje się być priorytetem w najbliższych latach. Podczas naszego spaceru widzieliśmy miejsca, gdzie ropa delikatnie wypływała na powierzchnię.
Jak dotrzeć do Caño Cristales?
Caño Cristales znajduje się stosunkowo daleko od innych turystycznych centrów Kolumbii. Transport drogowy jest, ale ze względu na odległości i jakość dróg trwa bardzo długo. Najwygodniej jest tu dotrzeć drogą lotniczą, co wcale nie jest takie proste. Bazą wypadową do Caño Cristales jest niewielka miejscowość La Macarena. Tu latają jednak przede wszystkim czartery i wojskowa linia lotnicza Satena (nie znaleźliśmy jej w wyszukiwarkach lotów). Bilety na ich stronie też pojawiły się dopiero na kilka miesięcy przed wylotem. Przelot był z Bogoty. Warto jednak brać uwagę, że to raczej małe samoloty – ATRy. Ilość miejsc jest ograniczona, ale też pogoda może mieć wpływ na opóźnienia lotów, więc planując jakieś przesiadki na inne linie, trzeba o tym pamiętać. W Bogocie Satena lata z drugiego terminala (z pierwszego jeździ tu darmowy shuttle bus). Co ważniejsze, połączenie nie jest wykonywane codziennie, co wpływa na rytm pobytu.
W teorii na tym terenie jest wymagana szczepionka przeciw żółtej febrze. Żółte książeczki miały być sprawdzane, zarówno przed odlotem jak i po przylocie, ale u nas nikt tego nie weryfikował.
Organizacja wycieczki
Natomiast kolejnym problem jest już dotarcie do samego parku i zwiedzanie Caño Cristales. Ono jest ograniczone z powodu ochrony środowiska. Po pierwsze zwiedza się go z przewodnikiem, trasy są słabo oznaczone. Druga sprawa to limity, starają się kierować ludzi w różne części parku. Dziennie do parku może wejść 350 osób. To akurat ma sens. Zwiedzanie parku jest możliwe w godzinach 8:00 – 16:00. Tych ograniczeń jest więcej, wrócimy do nich niżej.
Niemniej jednak właściwie jesteśmy zdani na jakąś agencję, z którą trzeba zorganizować taką wycieczkę, przede wszystkim, by dostać przewodnika na miejscu. Kilka z nich znajduje się w samej La Macarenie. My skorzystaliśmy z oferty Cristales Aventura Tours (WhatsApp: +57 300 693 99 88), właścicielka jest Polką mieszkającą w Kolumbii, więc kontakt był bezproblemowy. Kolejną rzeczą, o której warto pamiętać planując przyjazd, to mieć trochę czasu w zapasie. To jest już strefa bliska równikowi i pogoda bywa tu trochę zmienna. Caño Cristales przepięknie wygląda przy słonecznej pogodzie. Przy deszczu, zwłaszcza obfitym, możemy przeoczyć wiele rzeczy. Przy wysokim poziomie wody nie widać kolorów. Razem z ograniczeniami na dolot, na Caño Cristales potrzeba poświęcić kilka dni. My zarezerwowaliśmy trzy. Pierwszego przylecieliśmy dość rano, czwartego wylatywaliśmy.
Tu też warto dodać, że Cristales Adventura Tours, dość dobrze poinformowało nas o tym, że nie podadzą nam szczegółowego programu. Całość była ustalana na miejscu, w miarę aktualnych możliwości (pogodowych i logistycznych – są wytyczne od dyrekcji parku, co można, a czego nie można robić danego dnia), ale głównym priorytetem było zobaczenie w tym czasie Caño Cristales. I to udało się załatwić znakomicie. Zresztą pomimo braku znajomości szczegółów, byliśmy bardzo zadowoleni tak z obsługi, jak i całej oferty, więc ją polecamy. Najbardziej przypominało to nasz wyjazd do Pantanalu, tam jednak obiecano nam sporo (dużo zwierząt), a gdy przyszło co do czego, to nie udało się spełnić oczekiwań. W tym wypadku zarządzanie oczekiwaniami było bardzo dobre. Obiecano nam tylko tyle: zrobimy wszystko, byście mogli zobaczyć Caño Cristales w najlepszym możliwym momencie i zagospodarujemy pozostały czas. Jednocześnie zapewnili nocleg, przewodnika, transport i wyżywienie.
Caño Cristales – przebieg wycieczki
Tak więc dalsza część opisu, aż do uwag ogólnych, dotyczy przebiegu naszej wycieczki, który może być trochę inny nawet z tym samym biurem. Zajmowano się nami od momentu wylądowania w La Macarenie, aż do momentu pakowania nas na samolot. Czy taka szeroka opieka była konieczna? Nie zawsze, sama La Macarena jest niewielką i bezpieczną miejscowością, ale też niewiele oferującą.
Nasz przewodnik, mówiący po angielsku i hiszpańsku, odebrał nas na lotnisku. Potem przeszliśmy do rejestracji, dostaliśmy opaskę na rękę, a następnie zaprowadził nas do biura parku, gdzie puszczono film informujący o zasadach zwiedzania. Filmik jest po hiszpańsku z angielskimi podpisami. Po jego obejrzeniu dostaliśmy drugą opaskę. Obie w teorii powinniśmy nosić do końca pobytu w Caño. Z czasem pospadały i o ile nie śmieciły, nikt nie zwracał na to uwagi. Następnie wróciliśmy na lotnisko po nasze bagaże. Lotnisko w La Macarenie jest dość proste i niezautomatyzowane, więc bagaże były wydawane ręcznie (trzeba pokazać dowód nadania).
Z lotniska udaliśmy się do naszego hotelu, gdzie zostawiliśmy bagaże, a potem nad rzekę Guayabero. La Macarena jest niewielka, więc ten spacer trwa tu tylko kilka minut. Natomiast o ile po miejscowości można się poruszać swobodnie, dotarcie do parku czy innych atrakcji wiąże się z koniecznością użycia transportu wodnego. Wsiedliśmy na łódź i popłynęliśmy na naszą pierwszą wyprawę. Jest to o tyle fajne, że choć łódź ma silnik, to jednak nie straszy mocno zwierząt, które są przy brzegu. Zatrzymywaliśmy się, by oglądać żółwie, kajmany, legwana czy ptaki. Na terenie samego parku poza ptakami udało nam się zobaczyć jeszcze małpy. W teorii zwierząt żyje tu więcej, jak na przykład: pekari, jaguary czy mrówkojady, ale raczej trzymają się z dala od ludzi.
Caño Cristalitos
W pierwszy, a więc niepełny dzień, podziwialiśmy Caño Cristalitos. To mniejsza rzeczka, ale porośnięta przez dokładnie tę samą roślinę. Widoki były więc podobne do tego, co nas dopiero czekało. Doskonałe wprowadzenie. Nacieszyliśmy się kolorem w strumieniu, by kolejnego dnia oglądać to samo w większej skali. Po drodze mieliśmy lunch, w miejscu gdzie hodowane były żółwie zwane u nas czasem terekaj (Podocnemis unifilis). To żółwie bokoszyjne, które występują w wielu państwach Ameryki Południowej na obszarze Amazonii i nie tylko. Ta hodowla ma je przywrócić naturze. Niestety część z nich jest wyłapywana i zjadana przez okolicznych mieszkańców.
Dojście do Caño Cristalitos to trekking na raczej otwartym terenie. Pamiętajmy, że to wciąż część andyjska. Jest więc trochę podejść, ale nie jakiś wymagających. Natomiast buty i ubranie należy dostosować do wędrówki. Całość jest porośnięta i tu mamy do czynienia z drugim gatunkiem endemicznym, tym razem lądowym. To roślina Vellozia tubiflora, która jest odporna na ogień, więc mogliśmy zobaczyć ślady pożarów z poprzednich sezonów. Samo Caño Cristalitos to także miejsce, gdzie można było odpocząć nad rzeką i się wykąpać. Kąpiele są dozwolone w tych źródłach. Następnie czekał nas trekking do rzeki i powrót do La Macareny.
Szlaki w Caño Cristales
Drugiego, czyli pierwszego pełnego dnia, mieliśmy właściwą wycieczkę do Caño Cristales. Całodniową. Zaczynając od przepłynięcia rzeką, następnie po wyjściu wsiedliśmy do aut terenowych i dojechaliśmy do właściwego wejścia do parku. Dalej czekał nas trekking z kilkoma przystankami. Pogoda dopisała wyśmienicie. Caño Cristales ma cztery odnogi, które się łączą. Zaczynaliśmy od tych mniejszych, by skończyć na głównym kanale. Widoki są naprawdę niesamowite. Zwłaszcza jak do tego jeszcze doda się piękną przyrodę i wodospady. Główna część to tak zwane „ósemki” wyrzeźbione kształty w skałach, które przypominają cyfrę 8.
Oczywiście było sporo chodzenia, był lunch, a także trzy miejsca, w których można się kąpać. Zazwyczaj są one dość płytkie i niewielkie, natomiast w głównym kanale Caño Cristales było sporo miejsca do pływania. I to jedyne miejsce na całym szlaku, gdzie widzieliśmy strażników, pełniących rolę ratowników.
Laguna Ciszy
Trzeciego dnia, po konsultacjach z nami, zaproponowano nam inną wyprawę. Mogliśmy wrócić do Caño Cristales, przejść je innym szlakiem i wylądować z powrotem przy głównym kanale. Zamiast tego wybraliśmy się do Laguny Ciszy (Laguna del Silencio). Wpierw była przeprawa przez rzekę, potem wsiedliśmy na konie i jechaliśmy ponad godzinę. Dalej był trekking przez dżunglę, krótki odpoczynek w miejscu, gdzie można było się wykąpać. Przepływała tam także Caño Cristales, ale już blisko ujścia. Jednak w tym miejscu rzeka nie była już tak kolorowa, brakowało wodorostów.
Dalej mieliśmy kolejny trekking przez dżunglę, bardzo przyjemny, z możliwością oglądania lokalnej fauny (głównie ptaki i małpy) i flory. To już jest typowa część amazońska, z bardzo charakterystyczną roślinnością. A potem doszliśmy do Laguny Ciszy, porośniętej drzewami przypominającymi namorzyny. Tam też był lunch, po nim płynięcie dalej, trekking, powrót na koniach i na łodziach do La Macareny.
Dodatkowe atrakcje
Wieczorem czekała nas kolejna niespodzianka, pokaz lokalnych tańców w La Macarenie. Nazywa się to Parranda Llanera i pod tą nazwą może występować także w innych miejscach Kolumbii. Choć ważna lokalnie, nie ma takiej tradycji jak tańce w Salvadorze. Bardziej przypominało wiejską potańcówkę, z którą impreza ma wiele wspólnego. Niemniej jednak warto zobaczyć lokalną kulturę.
Czwartego dnia samolot mieliśmy dość wcześnie rano, ale jeszcze dostaliśmy jedną, krótką wyprawę. Tym razem samochodem do części z roślinnością sawanny. Tu znajdował się dość wysoki budynek, weszliśmy którego szczytu mieliśmy obserwować wschód słońca. Na miejscu było śniadanie, potem powrót i zebranie się na samolot.
Warto dodać, że wszystkie aktywności zajmowały nam sporą część dnia, zaś przerwy były dość naturalne. Mieliśmy tak mniej więcej może 1,5 godziny do kolacji. Potem oczywiście było wolne, ale w tej części świata robi się ciemno blisko 18:00, więc i tak nie ma co robić. Pozostaje tylko wstać wcześnie. Zwiedzanie Caño Cristales nie jest wymagające kondycyjnie, ale trzeba wziąć pod uwagę, że może być trwający kilka godzin marsz.
La Macarena
Miasto La Macarena znajduje się w departamencie Meta. Jest to niewielka miejscowość, założona dopiero w listopadzie 1954. Choć oczywiście dziś jest bramą do Caño Cristales, zaplecze turystyczne jest stosunkowo niewielkie. Lotnisko, kilka hoteli, obsługa parku narodowego i jeszcze parę restauracji, najczęściej przyhotelowych. Są tu kościoły, główny park i właściwie nic szczególnego uwagi. To zdecydowanie nie jest kolorowe Guatape, raczej miejscowość, która jest bazą wypadową. Nic więcej, nie ma co szukać tu specjalnych atrakcji. Wspominaliśmy, że te tereny były okupowane przez partyzantów. W 2010 miasteczko „zasłynęło” z powodu znalezienia masowego grobu. Wojsko kolumbijskie twierdziło, że to ciała partyzantów, ale sprawa nigdy nie została wyjaśniona. Warto pamiętać, że wojna domowa to wciąż żywa i świeża historia.
Mając trochę więcej czasu, można się przejść z La Macareny do Caño Piedras, które już jednak nie jest tak kolorowe jak główna atrakcja. Można też poszukać hoteli, które są dalej od miasta, bliżej dżungli bądź plantacji i w ten sposób również obcować z naturą.
Ważne informacje praktyczne
Natomiast warto wspomnieć jeszcze o pewnych rygorach i trudnościach. Na terenie Parku Narodowego obowiązuje całkowity zakaz używania środków chemicznych, jak wszelkich repelentów, kremów przeciwsłonecznych i kosmetyków kolorowych (makijaż). O ile w przypadku owadów nie było tu ich dużo, więc nie stanowiło to jakiejś sporej niedogodności, o tyle słońce praży tu dość mocno, a im lepsza pogoda do oglądania, tym jest gorzej. A kąpiele także nie pomagają. Rady są tu dwie. Po pierwsze uważać z wodą, nie przebywać w niej za długo. Po drugie korzystać z długich spodni, ale też koszuli z długim rękawem. To może uratować ręce. Można też kąpać się w ubraniu. Warto mieć nakrycie głowy zacieniające twarz, a nie tylko chustę.
Drugą istotną kwestią jest zakaz używania plastikowych butelek jednorazowych na wodę. Dozwolone są bidony, termosy, butelki wielorazowego użytku i butelki filtrujące, które zresztą sprzedają zarówno w hotelach, jak i lokalnych sklepów. My mogliśmy ją spokojnie napełnić w hotelu (za darmo, było poidełko, nie należy używać do tego wody z kranu). Ponieważ jednak upał i marsz wzmagają pragnienie, dużo lepszym rozwiązaniem jest posiadanie filtru turystycznego lub tabletek uzdatniających wodę i używanie wody z rzeki. My używaliśmy filtru Sawyer, za pomocą którego uzupełnialiśmy na postojach butelkę filtrującą. O ile przewodnicy nie zalecają jej pić niefiltrowanej, o tyle w tym przypadku nie mieli zastrzeżeń, a my nie odnotowaliśmy kłopotów. Inna sprawa, że ten przepis nie był tak surowo przestrzegany jak na przykład. miało to miejsce w Płaskowyżu Hortona. Ludzie wnosili butelki, co więcej w miejscach, gdzie był lunch też można było kupić napoje gazowane w plastykowych butelkach. Istotne jest, by po prostu nie śmiecić.
W przypadku samodzielnego organizowania wyjazdu warto pamiętać, o opłacie turystycznej. U nas była ona wliczona w cenę całej usługi. Ale jednocześnie przy wylocie lotnisko poprosiło o prowizję za wystawienie biletu.
Trzeba też pamiętać o butach do trekkingu, jest tu trochę do przejścia. Stroje kąpielowe zazwyczaj mieliśmy na sobie, nie ma tu miejsc do przebrania się. Można wziąć ręcznik nie tylko do wytarcia się, ale i do przebrania.
Caño Cristales w kulturze
Caño Cristales w pewien sposób pojawia się w filmie „Nasze magiczne Encanto”. Ta animacja Disneya jest popularna w różnych miejscach turystycznych w Kolumbii, gdyż stara się ją ukazać (w końcu tam dzieje się akcja). Caño widać właściwie w dwóch scenach. Pierwsza jest na początku filmu, gdy babcia Alma (wówczas młoda mama) ucieka z trójką dzieci, przechodzi przez wodę i to właśnie jest Caño, widać czerwone wodorosty. Tu dostaje swoją magiczną moc. Scena jest w nocy. Potem bliżej końca, tutaj babcia rozmawia ze swoją wnuczką, wówczas kolor wody widać dość dobrze. Natomiast roślinność okoliczna pochodzi z innych miejsc Kolumbii, wliczając w to palmy woskowe z doliny Cocora. Fakt, że palmy te rosną w górach, sprawia, iż geografia filmu jest mocno wymyślona. Niemniej jednak, jak pamiętamy, „glony” z Caño są na tyle endemiczne, a widoki unikalne, że to jest dokładnie to.
Dla nas Caño Cristales miało być najważniejszą częścią wyjazdu do Kolumbii. I było. Jest urokliwe, spokojne, przepiękne, takich widoków próżno szukać w innych miejscach. Przewyższyło nasze oczekiwania. To miejsce, które warto polecić każdemu, kto podróżuje by poznawać niesamowitą przyrodę.
Jeśli podobał Ci się wpis, śledź nas na Facebooku.
Szlak kolumbijski | ||
Cano Cristales |