Tajlandia to kraj, który umiejętnie potrafi łączyć potrzeby turystów i ochronę przyrody. Jak trzeba nie wahają się, by zamknąć nawet oblegane atrakcje (jak plaża Maya Bay). Nie zawsze jest to potrzebne, czasem udaje się im współgrać. Dobrym przykładem jest Park Narodowy Khao Yai (taj. เขาสวนใหญ่). To miejsce, gdzie przybywają ludzie, by odpocząć, ale to także wspaniały obszar do podziwiania dzikich zwierząt.
Spis treści
Khao Yai – historia parku
Park Narodowy Khao Yai został założony w 1962 roku i był pierwszym parkiem narodowym w Tajlandii, obecnie trzecim co do wielkości. Obejmuje obszar nieco ponad 2 tysięcy kilometrów kwadratowych na terenie pasma górskiego Sankamphaeng. Wyróżnia się zróżnicowaną wysokością nad poziomem morza i przez to zaznaczoną piętrowością szaty roślinnej. Do 400 metrów nad poziomem morza są przeważnie gęste zarośla, do 1000 m n.p.m. porastają wilgotne lasy równikowe z przewagą sandałowca, powyżej rosną lasy mieszane. Trawiaste łąki są zaś pozostałością po wylesianiu przez rolników, gdy obszar parku nie był objęty ochroną. Oprócz różnorodnej roślinności napotykamy doliny rzeczne, wodospady i zbiorniki wodne.
Trochę historii parku Khao Yai: w roku 1922 na obszarze Sankamphaeng osiedliła się grupa ludzi z wiosek spoza dżungli, z zamiarem karczowania lasu pod uprawę ziemi. Utworzono tutaj jednostkę administracyjną o pewnej wywodzącej się z tradycji samodzielności – tambo. Ze względu na względne odcięcie tego obszaru od cywilizacji, schronienie znajdowali tutaj zbiegowie, przestępcy. Zwróciło to uwagę rządu i w latach 30., aby pojmać skazańców, relokowano mieszkańców do położonych 30 kilometrów dalej równin, a status tambo usunięto. W 1959 roku rozpoczęto procedurę utworzenia parku narodowego. Khao Yai oraz inne parki w paśmie Sankamphaeng oraz w górach Dong Phaya Yen na północy, zostały w 2005 roku wspólnie wpisane na listę UNESCO jako Dong Phaya Yen–Khao Yai Forest Complex.
Park Narodowy a turystyka
Mimo statusu obszaru chronionego, problemem jest budowa luksusowych ośrodków hotelowych i pól golfowych, które reklamują się położeniem, natomiast aby powstały, musiały przekształcić jakąś część parku. Buduje się także, nielegalnie, domy mieszkalne, czy wręcz rezydencje, w obrębie chronionego obszaru. Ponadto kłusownictwo i kradzież drewna oraz okazów fauny i flory na nielegalny handel mają niekorzystny wpływ na środowisko. Pamiętajmy o tym, kupując nawet u nas, w Polsce, przedmioty z egzotycznego drewna oraz zwierzęta. Drewno musi mieć certyfikowane pochodzenie (jakaś szansa, że nie kupione za łapówkę), a wymarzony egzotyczny zwierzak niech pochodzi z europejskich hodowli, nigdy z odłowu ani z odległych hodowli. Acz musimy przyznać, że będąc w parku Khao Yai nie widać szczególnie negatywnych i co ważne, nielegalnych śladów działalności. Możliwe, że ten proceder ma miejsce dalej od szlaków i nie narusza w sposób widoczny przyrody na rozległym obszarze.
To co nam się spodobało w Khao Yai to zróżnicowanie atrakcji dla różnych typów turystów. Ponieważ nasz pobyt zahaczył o weekend, było wielu Tajów odpoczywających za miastem nad wodą, z kocykiem i przekąskami. Dla nich to przede wszystkim miejsce odpoczynku. Można tu zrobić piknik, są miejsca do biwakowania, rozbicia namiotu. Możliwe było zwiedzenie parku z samochodu, z szosy biegnącej przez lasy. Na polanach można było nawet grać w golfa i ogólnie miło spędzić czas z dala od miasta. Znalazły się szlaki do najbardziej instagramowych miejsc, ale także czatownie i ukryte w lesie ścieżki dla miłośników fotografii przyrodniczej. Te grupy o różnych upodobaniach niemal nie wchodziły sobie w drogę, co było wygodne dla wszystkich. Nieczęsto można spotkać się z taką organizacją, czy też podziałem przestrzeni. To sprawia, że my bardzo dobrze odebraliśmy ten park.
Jak zwiedzać Khao Yai
Organizacja zależy od tego, co zamierzamy tu robić. Tajowie się tu relaksują, zwłaszcza w weekendy. Tego typu organizacja nie nastręcza żadnych większych trudności, przyjeżdża się i można odpocząć na łonie natury. Drugi typ jest bardziej aktywny, jest tu sporo szlaków do przejścia. Są stosunkowo dobrze oznaczone, więc znów nie wymaga to specjalnej organizacji. Można podjechać i spróbować samemu, można też znaleźć firmę. Wówczas bardziej podziwia się widoki, które faktycznie tu są zachwycające, a czasami uda się dostrzec jakieś zwierzęta. W przypadku samodzielnej organizacji warto pamiętać, że w parku Khao Yai jest sporo punktów do zobaczenia, więc konieczny będzie transport. Albo samochód, albo skuter (można je wynająć w Pak Chong). Wewnątrz parku są też miejsca, gdzie można kupić sobie jedzenie.
Nam właśnie bardziej zależało na zwierzętach w ich naturalnym środowisku, do tego przydaje się doświadczony przewodnik. Nasze zwiedzanie Parku Narodowego Khao Yai miało więc charakter zorganizowanej prywatnej wycieczki, która trwała dwa dni. Przewodnik odbierał nas z hotelu położonego poza parkiem i wiózł najpierw do Visitor’s Centre, by stamtąd obwozić do kolejnych miejsc i prowadzić szlakami w dżungli i po trawiastych łąkach. Przewodnik był bardzo zaangażowany, wyszukiwał dla nas zwierzęta, o których dużo opowiadał. Już przy samym wejściu jest niewielka świątynia o nazwie Chao Phor Khao Yai, przy której urzędowały małpy.
Przewodnik po Khao Yai
I tutaj warto mimo wszystko napisać o jednym. Mamy różne doświadczenia z parkami i oglądaniem zwierząt na całym świecie. Inaczej wygląda afrykańskie safari (Serengeti czy Amboseli), inaczej wygląda to w Azji czy Ameryce Południowej. Ze zwierzętami jest tak, że nie zawsze udaje się je spotkać, a często przydaje się wprawne oko przewodnika, by móc je dostrzec. Doświadczony przewodnik naprawdę sporo daje, czego doświadczyliśmy choćby w Caño Cristales czy parku Sinharaja. I choć wiele firm oferuje wycieczki do Khao Yai z przewodnikiem, trochę zajęło nam znalezienie tej, którą wybraliśmy. To Tonta Travel, którą jak najbardziej polecamy. I dużą zasługę odegrał tu nasz przewodnik, który kazał na siebie wołać Apple. Całość oczywiście była bardzo dobrze zorganizowana.
Podczas pierwszego dnia, gdy zaczynaliśmy przygodę w Khao Yai, przewodnik zapytał nas, jakie zwierzę chcielibyśmy zobaczyć. Od razu wymieniliśmy gady, potem ptaki. Dopytywał o słonie, bo to zwierzęta, które ludzie najczęściej chcą zobaczyć w Tajlandii. Powiedzieliśmy, że też, ale ogólnie mocno go to zdziwiło, zwłaszcza że dla nas słonie nie były priorytetem. Natomiast to właściwie pomogło zbudować nam dość specyficzną relację, gdyż Apple naprawdę interesował się ptakami, które tu mieszkają. Więc nie była to tylko wycieczka z przewodnikiem, ale bardziej wyprawa z kimś, kto chce dzielić z nami swoją pasję. On się wyjątkowo wkręcił w tropienie zwierząt, co nam oczywiście mocno odpowiadało. Efekt był taki, że bardzo dobrze wspominamy ten wyjazd. Widzieliśmy wiele zwierząt, w tym ptaków, co mimo wszystko jest raczej trudne. Zaś przewodnik nie pilnował tak bardzo czasu i nasze dwudniowe „safari” zostało o kilka godzin przedłużone względem planu.
Zwierzęta w Khao Yai
Słowo safari tak prawdę mówiąc w trakcie naszej wycieczki nie padło. Nawet organizator nazywał to wycieczką, ale z safari ma ono trochę wspólnego. Jeździliśmy po parku Khao Yai, zatrzymywaliśmy się w różnych miejscach. Czasem udało się z nich dostrzec zwierzęta, czasem mieliśmy szlak do przejścia. W niektórych miejscach, bardziej turystycznych przewodnik nas puszczał samych, w dżungli zaś nas dzielnie prowadził. Warto pamiętać, że wejście do dżungli jest możliwe bez przewodnika tylko w ograniczonym zakresie. Więc owszem samochód był, ale sporo było chodzenia. No i do tego zwierzęta.
Gady, które dostrzegliśmy w Khao Yai to choćby: scynk (Eutropis multifasciata), wąż – trwożnica (Trimeresurus, green pit viper), agama błotna i niezdarny waran paskowany/leśny. Do tego udało się też zobaczyć słonie. O zmierzchu, na krawędzi lasu, dość daleko. Prawdziwe, dzikie słonie indyjskie, nie takie z baldachimem z turystami. Na trawie, nie na asfalcie. Takie, które żyją swoim życiem i na które mimo wszystko trzeba uważać, bo są niebezpieczne.
Park narodowy Khao Yai słynie z bogatej fauny. Pomijając słonie, do ciekawych zwierząt zaliczają się także dzioborożce, w tym dzioborożec wielki, jelenie sambar, gibony, krokodyle i inne gady, czy wielka różnorodność ptactwa. Za to od przeszło dwudziestu lat nie zaobserwowano tutaj tygrysów. Niektóre z tych zwierząt nawet podchodzą sobie w pobliże miejsc, gdzie bytują ludzie. Dało się zrobić selfie z jeleniem (choć w takim przypadku pewne ryzyko istnieje). Na terenie parku Khao Yai są tabliczki przypominające, że dzikie zwierzęta to jednak dzikusy i mogą zaatakować z błahego powodu. Natomiast jak wszędzie warto uważać na małpy. Znajdują się tu także znaki drogowe o możliwości przejścia przez drogę przez rodzinkę słoni (ale było ich stosunkowo niewiele w porównaniu z tym, co widzieliśmy w lankijskim Hurulu) lub przelatujące ponad głowami gibbony (lub gibony – obie formy są dziś poprawne). Nie zaleca się kąpieli dla ochłody z uwagi na krokodyle.
Khao Yai nocą
Na zakończenie pierwszego dnia mieliśmy jeszcze „nocne safari”. Siedzieliśmy na pace samochodu wyposażonego w szperacz i przemierzaliśmy drogi (asfaltowe) po zmierzchu, wypatrując zwierząt aktywnych nocą. Tu poza ptakami, udało się dostrzec gaura indyjskiego oraz jeżozwierze.
Khao Rom, najwyższy punkt parku i klif Pha Dea Dai
Pomijając jednak odpoczynek, który sobie tu odpuściliśmy i poszukiwania zwierząt, jest tu też sporo miejsc do zobaczenia, przede wszystkim punktów widokowych i wodospadów. Najwyższy szczyt parku Khao Yai to góra Khao Rom – 1351 metrów nad poziomem morza. W jej okolic jest sporo punktów widokowych, ale samej góry fotografować nie można z bliska. Głównie z powodu tego, że kiedyś znajdowała się tu stacja nasłuchowa Amerykanów. Obecnie ten teren jest strzeżony przez wojsko tajskie. Sam szczyt nie jest więc dostępny, ale tak naprawdę wysokość jest już bardzo podobna. Co więcej w miejscu dostępnym dla turystów jest też niewielka wieża widokowa, która ma za zadanie zastąpić brak możliwości wejścia na właściwy wierzchołek.
Przy szczycie, jak również innych punktach, które są po drodze, znajdują się niewielkie parkingi. Przed szczytem jest jeden ciekawy punkt widokowy, w którym faktycznie można podejść do krawędzi. To klif Pha Dae Dai. To miejsce przyciąga wielu instagramerów. Swoją drogą nawet dochodząc do niego nasz przewodnik potrafił odejść z drogi i znaleźć kilka ptaków.
Wodospady w Khao Yai i „Niebiańska plaża”
Jednak zdecydowanie najbardziej popularnym miejscem wśród turystów w parku Khao Yai są wodospady. Dwa najważniejsze z nich to Haew Suwat i Haew Narok. Ten drugi, czyli Haew Narok to jeden z najwyższych wodospadów w całym kompleksie. Z parkingu trzeba do niego przejść prawie kilometr. Na sam koniec można go oglądać albo z góry, albo zejść schodami (około 50 metrów w dół). Schody te są dość specyficzne, przez to trochę trudne do przejścia. Po drodze przechodzi się też przez most. Wokół wodospadu i wody jest też sporo zabezpieczeń przeciw słoniom. Tym niestety zdarzało się tutaj wpadać i ginąć.
Haew Su Wat nazywa się tak według legendy od złodzieja imieniem Suwat, który uciekając przed władzami skoczył z wodospadu do znajdującego się poniżej kotła eworsyjnego. Sam wodospad ma jakieś 25 metrów wysokości. Obecnie w kotle panuje zakaz pływania. Co ciekawe, wodospad ten ma również filmową historię. Zagrał w filmie „Niebiańska plaża” (2000) Danny’ego Boyle’a. Tu właśnie nagrywano sceny, w którym bohaterowie (Richard, Françoise i Étienne) po dotarciu na wyspę szukając plaży idą na ten wodospad i z niego skaczą wprost do kotła. Akcja nie dzieje się w Khao Yai, a w zupełnie innej części Tajlandii (bliżej wspomnianej już plaży Maya Bay).
Podejście do wodospadu jest łatwiejsze. Szlak jest krótszy i nie ma dziwnych schodów. Natomiast dochodzi się tu do okolic kotła i sam wodospad można oglądać z dołu z różnych stron, co wiąże się z chodzeniem po kamieniach. Prawdę mówiąc tu normalnego podejścia nie ma i trzeba się trochę natrudzić. W obu przypadkach tak naprawdę nie są to przejścia bardzo wymagające, ale dla niedoświadczonych osób mogą stanowić pewien problem.
Zróżnicowana roślinność
Wspominaliśmy, że w parku narodowym Khao Yai można spotkać różne ekosystemy. Jednym z nich są trawiaste wzgórza powstałe po wycince lasów pod rolnictwo. W jednym z takich miejsc można znaleźć czatownie. Nam zaś do gustu bardzo przypadły wycieczki po dżungli. Nie tylko ze względu na ptaki, ale mogliśmy również obserwować gibony. Wśród różnych ciekawych okazów w Khao Yai, przewodnik zaprowadził nas do ogromnego drzewa figowca. Można sobie wyobrazić jego ogrom, gdy popatrzy się na człowieka ukrytego pomiędzy charakterystycznymi korzeniami w formie kolumn. Do tego jeszcze dodajmy spacer przy rzekach i strumieniach. Park przez te dwa dni nie wydawał się nam monotonny, wręcz przeciwnie, bardzo różnorodny i ciekawy.
Jak dotrzeć i gdzie nocować w Khao Yai
Baza noclegowa w samym parku i szczególnie jego okolicy jest bogata i zróżnicowana w zależności od możliwości finansowych i upodobań, są nawet pola namiotowe w środku parku.
Jedni faktycznie śpią w namiotach, ale przed samym parkiem jest duże nagromadzenie hoteli. Tu naprawdę ludzie przybywają, by wypocząć. Generalnie firma, z którą zwiedzaliśmy, zalecała, by mieć hotel bliżej parku, ale prawda jest taka, że nawet z tym dałoby się dogadać wcześniej.
Problem polega właściwie z samym dotarciem do Khao Yai. Z Bangkoku jedzie się tu jakieś 2,5 – 3 godziny samochodem. Można wziąć taksówkę, można poszukać transferu albo skorzystać z kolei. Ta dojeżdża do miejscowości Pak Chong. Gdybyśmy jechali drugi raz, prawdopodobnie poprosilibyśmy o to, by odbierali nas właśnie z hotelu w Pak Chong, zwłaszcza że przewodnik i tak przez tę miejscowość przejeżdżał. W naszym przypadku problemem był dojazd kolejowy: pociąg się sporo spóźnił, a gdy przyjechaliśmy późno w nocy, pod dworcem nie było już taksówek. Grab zaś tu nie działał.
Jaskinia nietoperzy
Drugiego dnia byliśmy dogadani, że przewodnik odstawi nas na stację i wrócimy sobie spokojnie do Bangkoku. Natomiast tu dostaliśmy mały bonus, który wynika właśnie ze wspólnych zainteresowań i fascynacji dzikimi zwierzętami. Upewnił się, kiedy mamy pociąg i wykorzystał ten czas, by zabrać nas do miejsca znanego pod nazwą Khao Yai Bat Cave. Trochę było nie po drodze. Podjechaliśmy do podnóży pobliskich wzgórz na skraju parku narodowego. Zobaczyliśmy tam nieprzeliczone nietoperze (według przewodnika około miliona), które o zmierzchu zaczęły wylatywać strumieniem z jaskini w zboczu wzgórza. Taki wylot trwa i godzinę, a w miarę oddalania się od schronienia, nietoperze się rozpraszają. Można zaobserwować drapieżne ptaki, które polują na te latające ssaki. I to było naprawdę fascynujące, a co więcej niespodziewane. Ten naturalny spektakl również przyciągnął turystów, ale nie w tak dużej ilości.
Zwiedzanie Khao Yai
Z informacji praktycznych warto pamiętać jeszcze o jednym. Park można odwiedzać przez cały rok, ale w zależności od pory roku trochę się zmienia. Nie chodzi tylko o wodę i o to jak wyglądają wodospady, ale również niebezpieczeństwa. Nie jakieś straszne. Chodzi głównie o kleszcze i pijawki. Te nie występują w tym samym okresie, raczej naprzemiennie. Niemniej jednak, jeśli udajemy się do dżungli jest szansa, że coś się przypałęta. W przypadku wycieczki zorganizowanej, dostaliśmy skarpety na pijawki. Coś, czego z pewnością brakowało nam na Sri Lance w Kandy. W ramach wycieczki mieliśmy też zapewnione wyżywienie i wodę. Nam Khao Yai bardzo się podobało, a zaangażowany przewodnik z pewnością wpłynął na odbiór. Zdajemy sobie sprawę, że dla większości osób ciekawszy może być park Erawan, ale dla nas Khao Yai okazało się jedną z najlepszych części wyjazdu do Tajlandii.
Jeśli spodobał Ci się wpis, śledź nas na Facebooku.
Szlak tajski | ||
Khao Yai | ||
Szlak filmowy | ||
Khao Yai |