Chichén Itzá: zamek, piramida Kukulkana, cenote Ik Kil, zwiedzanie

Chichén Itzá, prekolumbijskie miasto Majów na półwyspie Jukatan

Chyba najważniejszym zabytkiem Jukatanu jest Chichén Itzá, a jeśli nie, to z pewnością najpopularniejszym i ikonicznym. Uznano go za jeden z Siedmiu nowych cudów świata. Słusznie czy nie, przyciąga olbrzymie tłumy turystów i robi wrażenie. Jest jednym z symboli Meksyku. Nierozerwalnie połączony z cenotami, my przy okazji odwiedziliśmy pobliski Ik Kil.

Historia Chichén Itzá

Nazwa Chichén Itzá znaczy tyle co „Źródła ludu Itzá” bądź „Wrota do studni Itzá” i pochodzi od tutejszych cenotów. Zapis w języku Majów to Chichʼen Itzá’. Tereny te były zamieszkane przez Majów dość dawno. To właśnie w pobliskiej Komchen gdzieś między VI a V wiekiem przed naszą erą powstały pierwsze budowle Majów na kamiennej podstawie. Jednak samo Chichén Itzá powstało między IV a VI wiekiem naszej ery. Początkowo było to raczej niewiele znaczące miasto. Rozkwit nastąpił dopiero w VII wieku. W naturalny sposób zaczęło konkurować z miastami Coba i Yaxuna (która była sprzymierzona lub zależna od Coby w różnych okresach). Ostatecznie gdzieś około X wieku Chichén Itzá przyłożyło się do upadku tych dwóch miast. Rozwój zawdzięcza też położeniu między Cobą a miastami grupy Puuc (jak Uxmal), bo tędy przebiegał handel.

Jednak blask Chichén Itzá trwał dość krótko, miasto zaczęło podupadać już w XI wieku. Przez wiele lat wierzono, że upadek był związany z najazdem z miasta Mayapán, ale nowsze badania wskazują, że Mayapán raczej wykorzystało sytuację. Przyczyną była słabość samego Chichén Itzá, która zaczęła upadać zanim Mayapán rozkwitło. Podbite Chichén Itzá opustoszało, ale nie zostało do końca porzucone. Nie jest jasne, czy gdy Hiszpanie tutaj dotarli, wciąż było zamieszkane przez obywateli czy raczej wykorzystywali je mieszkańcy okolicznych wiosek. Dość krótko Chichén Itzá była stolicą hiszpańskich konkwistadorów. Miasto nosiło wtedy nazwę Ciudad Real. Jednak z powodu starć z Majami opuszczono je ostatecznie w 1534 roku.

Popularność świątyni Kukulkana

Chichén Itzá zostało wypromowane książką Johna Lloyda Stephensa z 1843 roku, która opisywała przygody autora odwiedzającego miasta Majów. To bardzo dużo dało temu miejscu, bowiem jego legenda trwa już ponad 150 lat. Dla wielu osób to pierwsze skojarzenie z Majami. Po Stephensie przybyło tu kilka kolejnych ekspedycji, a w roku 1894 Edward Herbert Thompson zakupił okoliczną hacjendę wraz z przyległościami, wliczając w to ruiny. Thompson pogłębiał cenoty i szukał tam skarbów. W tym czasie też podpisano umowę na badania i odnowienie ruin, jednak całość pokrzyżowała rewolucja meksykańska. Na nowo prace ruszyły w 1923 roku na podstawie umowy meksykańsko-amerykańskiej. Wówczas restaurowano Zamek.

W 1926 roku Meksyk znacjonalizował te ziemie, a Thompsona oficjalnie uznano za złodzieja. Rozpoczęła się batalia sądowa, a stanowisko ostatecznie zwrócono spadkobiercom Thompsona. W 1944 roku odkupił je od nich Barbachano Peon, który już wcześniej współpracował z Thompsonem organizując wycieczki i wspierając turystykę w tym miejscu. Za jego sprawą zaczęły powstawać tu hotele, a stanowisko odwiedzało coraz więcej turystów, i to na długo zanim Meksyk zmienił Jukatan w turystyczny raj.

W 1972 roku władze Meksyku uchwaliły prawo, na mocy którego wszystkie zabytki prekolumbijskie stały się własnością państwa. Wówczas Chichén Itzá odwiedzały już tysiące ludzi, a to jeszcze czasy, gdy Cancún nie było zamienione w resort. Warto dodać, że debata o własności ruin trwała do 2009 roku, kiedy to władze oficjalnie odkupiły to miejsce. W latach 80. rozpropagowano zwiedzanie ruin w trakcie równonocy. Wówczas można obserwować na Zamku efekt pełzającego po schodach węża, to zjawisko optyczne. Dzięki odpowiedniemu ukształtowaniu schodów, światło rzuca cień, który sprawia wrażenie, jakby wąż schodził z piramidy. Świadczy to o bardzo dobrej znajomości przez Majów tak budownictwa, optyki, jak i astronomii. W 1988 roku Chichén Itzá zostało wpisane na listę UNESCO.

Jeden z Siedmiu nowych cudów świata

Wraz z rozwojem turystyki na Jukatanie, Chichén Itzá zaczęło być oblegane. Z Cancún i innych resortów na Riviera Maya codziennie przyjeżdżają wycieczki z turystami. W 2007 roku świątynia została ogłoszona jednym z Siedmiu nowych cudów świata. Choć inicjatywa była dość mocno krytykowana, przyczyniła się jednak do dalszego zwiększenia zainteresowania Chichén Itzá. Kontrowersje budził fakt, że ludzie mogli głosować na cudy, a niektóre państwa mocno lobbowały swoje kandydatury (jak np. Brazylia na Chrystusa Zbawiciel z Rio de Janeiro) lub organizowały masowe głosowania (jak Peru na Machu Picchu). W przypadku Jukatanu doszło wręcz do kupowania głosów, lokalne firmy turystyczne mocno wspierały tę inicjatywę, nie szczędząc grosza. Chichén Itzá więc wyprzedziło między innymi Alhambrę, Angkor Wat, Hagię Sofię w Stambule czy Wyspy Wielkanocne.

Wyprzedziło również inne miasta Mezoameryki. O ile w przypadku choćby Palenque można mówić o tym, że Chichén Itzá jest zdecydowanie większe, to jednak porównując je z Teotihuacán czy Tikál, nie wyróżnia się specjalnie ani pod kątem kulturowym, ani historycznym, czy architektonicznym. Niemniej jednak to najczęściej odwiedzane miejsce w Meksyku. Bliskość miejscowości wypoczynkowych pomaga. Zaś świadomość kulturowa odpowiada za ten istny fenomen. Nie bez znaczenia jest fakt, że Zamek jest odnowiony, więc wygląda przepięknie, tym samym mocno wyróżnia się na samym Jukatanie. Jest też naprawdę mocno obfotografowany, co wynika z jego stanu po renowacji i popularności wśród turystów, napędzając kolejnych zwiedzających

Stanowisko archeologiczne

Ciekawostką historyczną jest to, że nie do końca wiadomo, w jaki sposób były sprawowane rządy w Chichén Itzá. Przez pewien czas dominował pogląd, że w przeciwieństwie do innych miast, tu rządziła rada. Nowsze badania wskazują, że jednak zazwyczaj był jeden władca. Z perspektywy Mezoameryki Chichén Itzá jest stosunkowo nowym miastem. Sam układ pochodzi gdzieś z początków X wieku. Wcześniejsza zabudowa to były przede wszystkim niższe i mniejsze budynki. Ale właśnie rozwój sprawił, że wzniesiono tu całkiem spore budowle, w których widać wpływy Tolteków (głównie oddalone miasto Tula, które było niejako spadkobiercą Teotihuacán).

Zamek, czyli świątynia Kukulkana

Najważniejsza i zdecydowanie najlepiej rozpoznawalna budowla kompleksu to Zamek (El Castillo). Tak naprawdę nie jest to zamek, a świątynia Kukulkana, czyli Opierzonego Węża. Kukulkan to nazwa używana przez Majów, wśród innych kultury Mezoameryki bóg ten był znany jako Quetzalcoatl (wąż o piórach kwezala, czyli ptaka istotnego w mitologii Majów). Niektóre źródła sugerują, że kult bóstwa jest tożsamy z kultem Wirakoczy u Inków. W budowli sporo jest ukrytej symboliki liczbowej.

Świątynia to piramida schodkowa, składająca się z 9 tarasów. Po jej czterech stronach zbudowane są schody, dokładnie po 91 na każdą ze stron. Dodatkowy jeden stopień znajduje się na górze przy wejściu do świątyni. Razem daje to 365 schodów (91 razy 4 i jeszcze jeden), co odpowiada liczbie dni w roku. Mniej oczywistą symboliką jest liczba płyt kamiennych znajdujących się przy schodach – 52. Raz na 52 lata oba kalendarze Majów (astronomiczny i religijny) pokrywały się. Schody dzielą też tarasy na 2 części co daje liczbę 18, czyli liczbę okresów („miesięcy”) w kalendarzu Majów. Schody są nachylone pod kątem 45 stopni.

Dół schodów jest wyrzeźbiony w kształcie upierzonego węża i to właśnie tutaj można obserwować jego schodzenie (a raczej jego cienia) w trakcie równonocy. Cała piramida ma jakieś 30 metrów wysokości, a jej boki mierzą mniej więcej po 55 metrów długości. Jest ona wybudowana na poprzedniej, mniejszej, co się zdarzało w Mezoameryce. Kiedyś można było wejść do wewnętrznej komory, jak również na szczyt piramidy, dziś niestety nie jest to możliwe. Zamek znajduje się na sporym placu, można go obejść ze wszystkich stron. Cały czas kręcą się tu tłumy. Ale tak też było za czasów Majów, to był centralny plac. Sama świątynia, jak i plac mają też doskonałą akustykę. Nowsze badania sugerują, że może ona być zbudowana nad cenotą.

Boisko do gry w piłkę

Blisko Zamku znajduje się największe boisko do gry w ullamaliztli. W Chichén Itzá znajduje się największe znane takie boisko w całej Mezoameryce, liczy ono 168 na 70 metrów długości. Na północy znajduje się nawet mała świątynia (Templo del Hombre Barbado) z wyrzeźbionymi głowami zawodników. Całość jest wspaniale zachowana i odrestaurowana. Szczegóły, jak choćby obręcze znajdujące się na wysokości 7 metrów, przez które musiała przelecieć piłka, naprawdę robią wrażenie. Ullamaliztli była dość rozpowszechniona w tej części świata przed Kolumbem. Grę wymyślili Olmekowie, jednak rozpowszechniła się i boiska znajdowały się we wszystkich większych miastach. Nazywana jest czasem pelotą, ale pelota to tak naprawdę inna gra. Po hiszpańsku skrótowo określa się ją jako pelota maya, czyli piłka Majów, stąd te nieporozumienie.

Gra ta polegała na przerzuceniu kauczukowej piłki przez okrąg. Walczyły ze sobą dwie drużyny. Piłkę można było odbijać jedynie biodrami. Patrząc na ilość boisk w miastach Mezoameryki, można by pomyśleć, że gra była bardzo popularna, ale miała raczej rytualne znaczenie i mogli ją obserwować jedynie nieliczni, głównie kapłani. Przez wiele lat wierzono, że po skończonej grze zabijano zawodników z przegranej drużyny, ale prawdopodobnie to jest tylko mit (choć niewykluczone, że było tak przez jakiś czas). W wierzeniach Majów śmierć była przejściem do świata Bogów, a tym ofiarowano to co najlepsze, więc zabicie zwycięskiej drużynę drużyny miałoby sens. Aztekowie mieli własną wersję tej gry o nazwie ulama, w którą do dziś gra się w niektórych częściach Meksyku. W Chichén Itzá boisko faktycznie robi wrażenie, bo jest spore i ciekawie zdobione. Podobnie jak świątynia Kukulkana, tak i tu zadbano o akustykę.

Świątynia Wojowników

Po przeciwległej stronie do boiska znajduje się Świątynia Wojowników (Templo de los Guerreros). To kolejna piramida schodkowa, przy której wzniesiono mnóstwo kolumn przedstawiających wojowników. Jest to dokładnie ta budowla, w której najbardziej widać inspirację zabudową Tuli (wpływ Tolteków), co można rozpoznać zarówno po filarach, jak i kamiennych ołtarzach znajdujących się na szczycie piramidy. To tak zwane Chac Mool. Mają one bardzo charakterystyczną formę człowieka w pozycji półleżącej z głową odwróconą w bok i ramionami na brzuchu. Brzuch prawdopodobnie służył do składania ofiar z ludzkich serc. Pośród dekoracji można dostrzec pierzastego węża.

Świątynia jest większa niż ta w Tuli, acz nie tak duża jak Zamek. Nie jest to jednak pierwszy obiekt w tym miejscu, wcześniejsza budowla nazywana była świątynią Chac Mool. W przeciwieństwie do Zamku, tu bardzo istotne są szczegóły, których niestety bez lornetki czy zooma w aparacie raczej nie zobaczymy. Wejście na nią jest niedozwolone dla turystów, więc pomijając archeologów, wykorzystują je zwierzęta. W tej części Chichén Itzá już jest sporo czarnogwanów (legawany czarne), choć nie tak dużo jak w Tulum. Widzieliśmy także legwana zielonego i wiewiórki.

Kolumny przy Świątyni Wojowników ciągną się dalej, tworząc tak zwaną grupę Tysiąca Kolumn. Warto pamiętać, że w czasach Majów nad nimi znajdował się dach, więc wyglądały zupełnie inaczej niż teraz. Filary te ciągną się aż do miejsca, które prawdopodobnie stanowiło targ w Chichén Itzá.

Cenoty

Wewnątrz obiektu znajdują się dwa cenoty. Cenote Xtoloc jest mniejszy, na południe od głównego placu. Drugi – Cenote Sagrado, czyli święty cenot, święta studnia lub święte źródło albo źródło ofiarne jest zdecydowanie najbardziej znanym obiektem tego typu w świątyniach Majów. Także za sprawą wspomnianego już Edwarda Thompsona, który starał się właśnie z niego wydobyć skarby. O ile świątynie pewnie zostały zrabowane dawno temu, o tyle Majowie czcząc boga deszczu Chaca wrzucali różne rzeczy do cenoty. W ten sposób wyciągnięto stąd złoto, jadeit, ale też sporo przedmiotów normalnego użytku i szczątek ludzkich. Więc prawdopodobnie składano tu także ofiary. Cenote Sagrado znajduje się na północ od głównego placu i sam w sobie jest atrakcją. Ogląda się go jedynie z góry. Oba cenoty są ogrodzone. Natomiast Chac był czczony także w świątyni Wojowników i Kościele, o czym świadczą jego podobizny.

Ślimak

Idąc z kolei na południe najpierw dochodzimy do El Caracol, czyli Ślimaka. Nazwa pochodzi od spiralnej, 12-sto metrowej wieży na szczycie piramidy. Prawdopodobnie było to obserwatorium astronomiczne. Architektura w tym wypadku jest dość nietypowa dla miast Majów, którzy raczej preferowali kwadratowe i prostokątne budowle. Do tego jeszcze dochodzą grobowce, jak grobowiec Kapłana (El Osario lub Tumba del Gran Sacerdote).

Kościół (La Iglesia) to kolejna nieduża piramida, znajdująca się na południu kompleksu. Słynie przede wszystkim z interesującego zdobnictwa, ale podobnie jak to było w przypadku Świątyni Wojowników wstęp niestety jest ogrodzony. Tu dodatkowo podczas naszej wizyty była ona poddawana renowacji, więc nawet boczne reliefy, które normalnie da się zobaczyć w prosty sposób, tu były niedostępne.

Na terenie Chichén Itzá jest też kilka mniejszych lub wręcz niewielkich obiektów. Jeden z nich to odtworzony drewniany dom Majów. Warto zwrócić na niego uwagę, można nawet wejść do środka. Inną ciekawostką jest pozostałość dawnego targowiska, czy Dom Mniszek (Edificio de las Monjas). Ten ostatni to oczywiście nazwa nadana przez Hiszpanów, prawdopodobnie był to pałac królewski.

Na uwagę zasługuje również platforma Wenus oraz Tzompantli. To z kolei tradycyjna konstrukcja, gdzie publicznie pokazywano czaszki jeńców złożonych w ofierze. Zwyczaj ten panował u Azteków i to prawdopodobnie przykład ich wpływów. Dziś zostały tu jeszcze kamienne tzompantli, czyli platformy, gdzie czaszki są wyrzeźbione po bokach.

Dojazd do Chichén Itzá

Chichén Itzá jest dość sporym stanowiskiem archeologicznym, na którego zwiedzenie trzeba przeznaczyć jakieś 3 godziny. Pewnie byłoby więcej, gdyby można było wejść na piramidy, czy inne budowle. Niestety obecnie zwiedza się je jedynie z dołu. To oczywiście czas potrzebny na samym stanowisku archeologicznym. Kluczowy tu też jest dojazd. Najszybciej jest wynajętym samochodem. Przed Chichén Itzá jest spory płatny parking, ale i tak niewystarczający dla ilości odwiedzających. Widzieliśmy wiele samochodów stojących przy drodze dojazdowej. Alternatywą są wycieczki zorganizowane (w większości jednak, np. z Cancún to już przynajmniej półdniowy wypad), względnie autobusy ADO, które jadą tu choćby z Cancún (wówczas trzeba się liczyć z całodniową wycieczką), czy innych głównych miast na Jukatanie. Jeszcze inna możliwość to hotele blisko Chichén Itzá, wówczas jest szansa na zdecydowanie spokojniejsze zwiedzanie rano czy popołudniu, gdy jest mniej ludzi. Od strony hoteli jest drugie wejście na teren parku archeologicznego.

Zwiedzanie Chichén Itzá

Warto pamiętać, że stanowiska archeologiczne w Meksyku zamykają się około godziny 16:00. Samo Chichén Itzá jest dość drogie, jak na meksykańskie warunki. Wynika to z tego, że bilety są podwójne. Opłata INAH jest standardowa (taka sama w zdecydowanej większości ruin w całym Meksyku), ale do tego dochodzi jeszcze bilet stanowy i tu już kroją mocno (zresztą w ostatnich latach dość mocno podnoszą jego cenę). W sumie obecnie podobnie to też wygląda w Uxmal. Co gorsza, płatność wymaga gotówki. Już przechodząc przez bramkę lądujemy na drodze obstawionej z obu stron stoiskami z pamiątkami. Na pierwszy rzut oka wygląda to przerażająco, szczęśliwie jest to zorganizowane z głową. Stoisk jest naprawdę mnóstwo, są porozrzucane na całym obszarze, ale tylko tam, gdzie się przechodzi między zabytkami. Tam gdzie się ogląda, handlu nie ma (tyle dobrze).

Natomiast zarządca parku archeologicznego ma monopol na jedzenie i napoje, więc po bokach są punkty, gdzie można coś kupić, ale ceny są mocno wywindowane. Ruiny są częściowo porasta dżunglą, więc przynajmniej jest trochę cienia. Tam też jest właśnie sporo handlarzy. Jak w przypadku wielu innych stanowisk, swoje usługi reklamują tu liczni przewodnicy (głównie anglojęzyczni), co oczywiście jest dodatkowo płatne. Podobnie jest z audioguidem, który można wypożyczyć. Czytaliśmy, że nie można wnosić kamer takich jak Go Pro, bo za nie też trzeba uiścić opłatę. Natomiast nikt nas nie skontrolował. Inna rzecz, że filmiki nagrywaliśmy komórką. Pewną alternatywą jest też przybycie tu wieczorem, kiedy organizowane są pokazy multimedialne, głównie z oświetleniem stanowiska, wzbogacone dźwiękami.

Przy kasach faktycznie robiło się trochę tłoczno. Kas jednak jest sporo, więc mimo że jest to wąskie gardło, kupno biletu szło sprawnie. Wewnątrz owszem są handlarze i tłumy zwiedzających, ale to spory teren, więc mimo wszystko jakoś daje to radę. Więc o ile przejścia czasem wyglądają jak przydrożne bazary, no i słychać tam hałasy przede wszystkich gwizdków, szczęśliwie przy zabytkach nikt się nie rozkłada. Poza głównymi budynkami jest tu jeszcze jakieś 40 mniejszych do zobaczenia. Niestety większość jest ogrodzona barierkami, tak więc ogląda się je z oddali.

Cenote Ik Kil

Wycieczkę do Chichén Itzá często łączy się z przystankiem w Cenote Ik Kil. I tak prawdę mówiąc jest to bardzo dobry pomysł, zwłaszcza po zwiedzaniu stanowiska archeologicznego. Cenoty to leje krasowe, których jest mnóstwo na Jukatanie, niektóre z nich są przystosowane do kąpieli. Ik Kil właśnie taki jest, to raczej kompleks wypoczynkowy, w którym jedną z atrakcji jest możliwość wykąpania się w cenocie. Woda jest tam dość orzeźwiająca.

Przed Ik Kil nie było problemów z parkowaniem, wchodzi się, kupuje bilet, a następnie przechodzi do budynku z prysznicami, przebieralnią i szafkami. Następnie schodzi się do cenotu. Ik Kil uchodzi za jeden z najładniejszych, z dołu widać korzenie roślin opadające do środka. Jest to też dość głęboki lej, więc nie widać tu dna. Pływa się w kamizelkach ratunkowych. Niektórzy również skaczą tutaj ze skalnej półki. Wchodząc trzeba przyzwyczaić się do chłodnej wody, ale po kilku minutach, zwłaszcza po zwiedzaniu w upale, pływanie w cenocie jest naprawdę bardzo przyjemne. Więcej o cenotach pisaliśmy przy Valladolid. Natomiast bliskość Chichén Itzá i sama popularność Ik Kil powodują, że jest tu naprawdę sporo ludzi. Nam się udało dostać do środka bez problemu, ale czasem lepiej zarezerwować sobie wizytę wcześniej przez stronę.

Filmy w Chichén Itzá

Chichén Itzá pojawia się w filmie „Królowie słońca” (1963) J. Lee Thompsona. Widać je na początku filmu. Jest nawet wspomniane z nazwy. Akcja opowiada o losach Majów, którzy władali Chichén Itzá, ale musieli uciekać i osiedlili się w innym miejscu. Na początku filmu pojawia się też Hunac Ceel Cauich, generał, który podbił Chichén Itzá, a następnie założył dynastię Cocom władającą Mayapán.

Inne filmy to „Święta góra” (1973) Alejandro Jodorowsky’ego i „Bez szans” (1984) Taylora Hackforda. W tym ostatnim dość dobrze widać, jak można było zwiedzać ten kompleks jeszcze w latach 80., gdy dało wchodzić się na piramidy. Stanowisko archeologiczne gra same siebie i jest tłem akcji, bohaterowie je odwiedzają. W tle widać Zamek, jest sporo ujęć boiska, a także wrzucanie ciała do Świętej Cenoty.

U nas Chichén Itzá budziła mieszane uczucia. Z jednej strony lubimy odkrywanie stanowisk archeologicznych, a świat Majów i Mezoameryki był dla nas fascynującą przygodą. Chichén Itzá zaś jest ikoniczna i to miejsce, które chce się zobaczyć, bo wszyscy tu ciągną. Z drugiej strony ilość ludzi i sporo komercji działa w odbiorze na niekorzyść. Zobaczyć tak, ale wrócić już niekoniecznie.

Jeśli spodobał Ci się wpis, śledź nas na Facebooku.

Szlak meksykański
Chitzen Itza Podsumowanie
Szlak filmowy
Chichén Itzá Monako
Share Button

Komentarze

Rekomendowane artykuły