Churchill: Światowa stolica niedźwiedzi polarnych, atrakcje

Churchill, światowa stolica niedźwiedzi polarnych

Co sprawia, że na przełomie października i listopada ludzie jeżdżą do niewielkiej, trudnodostępnej kanadyjskiej miejscowości Churchill w prowincji Manitoba, znajdującej się nad zatoką Hudsona? Odpowiedź jest prosta i znajduje się w nieformalnej nazwie tej miejscowości. To światowa stolica niedźwiedzi polarnych. Jeśli chce się je zobaczyć na żywo, to największa szansa jest właśnie tutaj, we wspomnianym okresie. To nas też przyciągnęło, nie tylko do Churchill, ale również do Kanady w tym niezbyt gościnnym czasie.

Niedźwiedzie polarne

Zacznijmy jednak od niedźwiedzi polarnych. Zwane są po polsku także czasem białymi niedźwiedziami (choć w istocie nie są białe). Ich sierść składa się z dwóch warstw, z których druga jest półprzeźroczysta. Najczęściej futro ma kolor bardziej kremowy, ale sama skóra niedźwiedzia białego jest czarna. Łacińska nazwa gatunkowa to Ursus maritimus, co znaczy tyle co niedźwiedź morski i to nazwa, która bardzo dobrze oddaje zachowanie tego gatunku. Zwierzęta te przede wszystkim żyją w wodach Arktyki, gdzie żerują i spędzają sporo czasu na krach i lodach. To największy ze współcześnie występujących niedźwiedzi. Są drapieżnikami, ale właściwie nie są mięsożerne, a tłuszczożerne. Podstawą ich diety jest foczy tłuszcz, mięso bardzo często zostawiają. Choć oczywiście w niektórych rejonach świata, z powodu zmian klimatycznych zauważa się dostosowanie zachowania i sposobu żerowania.

Szacuje się, że ich obecna populacja to około 30 tysięcy osobników, z czego około 8 tysięcy występuje na obszarze Zatoki Hudsona. Owszem, występują w innych miejscach Arktyki, czyli na Grenlandii, na Svarbardzie, czy nawet w północnych rejonach Rosji, ale okres zimowy, gdy jest lód, najczęściej spędzają poza stałym lądem. Tam gdzie łatwiej upolować foki. Natomiast latem, gdy kry topnieją, niedźwiedzie wracają na ląd, gdzie czasem zapadają w hibernację, albo przynajmniej ograniczają swoją aktywność, niewiele też jedzą. Oczywiście ich zachowanie trochę się różni między poszczególnymi populacjami.

Churchill i sezon na niedźwiedzie

I tu dochodzimy właśnie do Churchill. Po pierwsze, jest ono nad Zatoką Hudsona, gdzie występuje prawie co trzeci niedźwiedź polarny. Po drugie, na wschód od Churchill znajduje się Parku Narodowy Wapusk (Wapusk National Park), w którym niedźwiedzie spędzają lato i nikt ich nie niepokoi. Jego nazwa pochodzi z języka Kri, gdzie oznacza oczywiście białego niedźwiedzia. Po trzecie, na przełomie października i listopada zaczyna się pojawiać lód na Zatoce Hudsona, a wraz z nim foki. W tym okresie niedźwiedzie migrują. Polega to na tym, że one zaczynają podchodzić do brzegów i powoli testują grubość lodu. Jak uznają, że jest wystarczająca, to opuszczają ląd. Stąd też ten przełom października i listopada jest tu zdecydowanie najlepszym okresem na zobaczenie niedźwiedzi w naturze. Jest on dość krótki, bowiem jak tylko one upewnią się, że lód jest wystarczająco gruby, to praktycznie z dnia na dzień znikają.

Ten sezon niedźwiedziowy jest więc tutaj szczytem turystyki. Rocznie do Churchill przybywa około 10 tysięcy odwiedzających, z tego zdecydowana większość właśnie w tym krótkim okresie. Tu całe miasteczko żyje tym okresem, bowiem jak wspominaliśmy, wraz z listopadowym lodem niedźwiedzie znikają błyskawicznie. Mimo to, mieszkańcy i lokalne firmy są dość zachowawcze, nie starają się wydłużać sztucznie okresu, gdyż zależy im na tym, by ludzie mogli zobaczyć tu niedźwiedzie.

Wracając jeszcze do lokalnej populacji. Ma ona jeszcze jedną cechę: tutejsze niedźwiedzie jako jedyne rodzą młode na stałym lądzie, w innych miejscach młode przychodzą na świat na lodzie. Sprawia to, że tu przez sporą cześć roku można spotkać niedźwiedzia, ale krótki sezon jest najlepszy, bowiem może nie gwarantuje sukcesu, ale zazwyczaj coś da się wypatrzyć. My wcześniej szukaliśmy ich na Spitsbergenie podczas wyprawy do Sabine Land, gdzie niedźwiedzie miały wracać z morza na ląd. Niestety żadnego nie wypatrzyliśmy. W Churchill nam się to udało.

Jak dotrzeć do Churchill?

Już samo dotarcie do Churchill stanowi wyzwanie. Jest kilka miejsc na świecie, gdzie nie da się dotrzeć drogą i samochodem, mimo że znajdują się one na lądzie. Najbardziej znane jest oczywiście peruwiańskie Iquitos, ale z Churchill jest to samo. Samochodem się tu nie dojedzie. Są trzy opcje: droga morska – najmniej popularna, kolej bądź samolot. W drugim i trzecim przypadku przygodę najczęściej zaczyna się w Winnipeg. Tyle że trasa pociągiem to ponad 1700 kilometrów do pokonania, co zajmuje jakieś 45 godzin. Wagony są oczywiście sypialne, ale to jest cała wyprawa i trzeba jeszcze pamiętać o powrocie. A i jeszcze o tym, że pociągi kursują trzy razy w tygodniu (na moment naszej wizyty).

Trzecia opcja to samolot i wcale nie jest dużo lepsza. Lotnisko w Churchill jest naprawdę niewielkie. Najłatwiej z Winnipeg dotrzeć tu linią CalmAir, która oferuje zarówno zwykłe bilety jak i loty czarterowe (te głównie są wykupione przez agencje turystyczne). Samoloty, jakimi operuje CalmAir to ATRy i nie zawsze gwarantują, że dolecą. Jak pogoda nie dopisze, lot może być skasowany. Gdy lecieliśmy do Churchill wprost powiedziano nam, że pogoda nie jest najlepsza i może być różnie. Szczęśliwie z opóźnieniem wylądowaliśmy. Lotnisko znajduje się poza Churchill, więc w sezonie niedźwiedziowym wiele hoteli oferuje bezpłatny transfer w obie strony. Tu przede wszystkim chodzi o bezpieczeństwo. Do tego stopnia, że dbają tu przede wszystkim o kwestie związane z niedźwiedziami, ale na samym lotnisku nie ma w ogóle odprawy bezpieczeństwa, ani niczego takiego. Tu brak, w ogóle się tym nie przejmują. Sala przylotów i odlotów jest połączona w jedno. Zostawia się bagaż, przechodzi dalej, a jedynie sprawdzają bilety.

Wycieczki na niedźwiedzie

Tu nasuwa się kolejne pytanie, skoro tak bardzo boją się o kwestie bezpieczeństwa związane z niedźwiedziami, to jak się te niedźwiedzie ogląda? I tu jest już prężnie działający biznes. Firmy turystyczne oferują wycieczki po tundrze i tam jest szansa zobaczyć niedźwiedzie w naturze. Obecnie tylko trzy firmy mają zezwolenie na organizację takich wycieczek. My korzystaliśmy ostatecznie z Great White Bear Tours, z której usług byliśmy bardzo zadowoleni. Ofert jest niby więcej, ale działają tu także firmy pośredniczące. Pierwsze biuro z którym mieliśmy styczność miało dziwne (z punktu widzenia polskiego zrozumienia bezpieczeństwa w sieci) wymagania: chcieli by podać im numer karty (z kodem CVC) w zwykłym mejlu. Niestety kwestie cyberbezpieczeństwa, czy ochrony danych osobowych są mocno bagatelizowane. Szczęśliwie w Great White Bear Tours nie było tego problemu. Prosili tylko, by dzień wcześniej zgłosić się w biurze już w Churchill (ale z powodu opóźnienia samolotu się to nie udało, szczęśliwie zdalnie potwierdziliśmy naszą obecność).

Przebieg wycieczki

Sama wycieczka zaczyna się bardzo wcześnie rano i trwa cały dzień. My mieliśmy jednodniową, ale są też możliwości dłuższych, o których wspominamy poniżej. Na początek jeździ się busem po Churchill i zbiera ludzi z hoteli i domów. Tu szczęśliwie wszystko jest zgrane z sezonem, więc śniadanie w naszym noclegu w sezonie niedźwiedziowym było wcześniej niż normalnie. Następnie wyjechaliśmy poza Churchill do miejsca, gdzie przesiadamy się na tundrabusa. Jest to unikatowa konstrukcja, która powstaje tutaj głównie pod kątem tych wycieczek. Trzy firmy mają bardzo podobny sprzęt, ale każda ma własne, zastrzeżone rozwiązania i nazwy. Odpowiednio to tundrabuggy, rover i crawler. Konstrukcyjnie są one o tyle ciekawe, że po pierwsze mają bardzo szerokie opony i podwozie tundrabusa jest mocno podniesione. Tak więc, jak w naszym przypadku, na końcu znajdował się rodzaj tarasu, gdzie można było wyjść na zewnątrz i oglądać tundrę mając pewność, że jesteśmy na tyle wysoko, iż niedźwiedź nas nie złapie. Te tundrabusy przypominają trochę wozy transportowe MAN, którym podróżowaliśmy po lodowcu Langjökull na Islandii.

Tundrabus jest ogrzewany i zaopatrzony w toaletę. Dodatkowo tutaj też serwowany jest lunch (pytali wcześniej o opcję wegetariańską). Całość wycieczki przypomina typowe safari, jakie opisywaliśmy choćby przy okazji Kenii. Jeździ się po tundrze i szuka niedźwiedzi. Tutaj, podobnie jak w parkach takich jak Masai Mara, raczej nie wyjeżdża się poza szlak, nie można za bardzo dotrzeć do zwierzęcia, jeśli jest ono w oddali. Co więcej, tundrabusy z powodu swojej wielkości i małej manewrowości, raczej nie mogą też okrążać niedźwiedzi. Więc pierwsze z nich widzieliśmy z oddali. Dopiero później mieliśmy szansę zobaczyć jednego naprawdę z bliska, podchodził do naszego tundrabusa i zaglądał do środka.

Oczywiście obecność niedźwiedzi polarnych nigdy nie jest gwarantowana. My w sumie widzieliśmy ich pięć, w tym dwa z bliska i jednego z bardzo bliska. Kierowcy starają się czasem trochę podjechać na tyle, ile mogą. Dodatkowo przez cały czas wycieczki mieliśmy przewodniczkę, która praktycznie nieustannie opowiadała nam o zwyczajach niedźwiedzi, ale również o życiu w Churchill. W trakcie dnia był lunch, a pod wieczór wróciliśmy do miasteczka. Poza niedźwiedziami udało nam się zobaczyć między innymi pardwy, no i przepiękną tundrę.

Kończąc temat wyprawy na niedźwiedzie, my mieliśmy wyjazd jednodniowy. Nam to wystarczyło, byliśmy bardzo zadowoleni, ale inną opcją są wycieczki kilkudniowe. Tu nocuje się w tundrze w specjalnie dostosowanych do tego tundrabusach. Ponieważ nie można tu budować stałych hoteli, to mają dwa takie duże pojazdy, które się przesuwają. Natomiast pomijając sam czas trwania, wycieczki te są dość podobne.

Historia Chuchrill

Churchill znajduje się na obszarze między tajgą a tundrą, niedaleko granicy z prowincją Nunavut. Ślady bytności ludzkiej pochodzą z V-VI wieku naszej ery (lud Dene) i około 1000 roku (lud Thule, który przekształcił się w Inuitów). Pierwszym Europejczykiem, który dotarł do tych okolic był dowodzący duńską wyprawą Jens Munk w 1619 roku. Tak na poważnie tutejszymi terenami zainteresowała się Kompania Zatoki Hudsona. Próbowali oni założyć osadę w XVII wieku, ale napotkali trudności techniczne. Churchill formalnie założyli więc jako fort w 1717 roku, niedaleko ujścia rzeki Churchill. Obie nazwano na cześć Johna Churchilla, gubernatora Kompanii (to przodek Winstona Churchilla). Kilka lat później postawiono nowy, kamienny fort. Jednak pomijając przyczółek do handlu futrami, nie miało ono żadnego większego znaczenia. Na początku XX wieku Kanada zdecydowała, że zbuduje port nad Zatoką Hudsona. Miał on powstać w Port Nelson (obecnie opuszczone miasto). Decyzje zapadły w 1912 roku, ale prace przerwała I wojna światowa. Do pomysłu wrócono po jej skończeniu, ale zrealizowano alternatywny plan, budując linię kolejową i port morski w Churchill. To do dziś jedyny (formalnie rzecz biorąc) port morski Kanady na Oceanie Arktycznym. Projekt ukończono w 1929 roku.

Trzy lata później, Grant MacEwan był pierwszym pasażerem (turystą), który podróżował przez Churchill (nie było to związane z handlem futrami, ani rozbudową fortu). Podczas II wojny światowej Amerykanie zbudowali tu Fort Churchill, gdzie stacjonowały ich siły powietrzne. Znaczenie militarne tego odległego i niedostępnego rejonu sprawiło, że Brytyjczycy rozważali nawet przeprowadzanie tu prób atomowych, ale ostatecznie zrezygnowano z tego na rzecz Australii. Właściwy rozkwit Churchill wiąże się wprost z rozwojem turystyki. To nastąpiło w latach 80. XX wieku. Szczęśliwie postawiono tu na zrównoważoną i ekologiczną turystykę, a nie na masowość. Jednak mimo zaporowych cen, wciąż przybywa tu sporo ludzi. Panuje błędne przekonanie, że Churchill jest tańsze od odwiedzenia Svalbardu. Głównie to kwestia amerykańskiej i kanadyjskiej perspektywy. Gdy się doda lotnicze bilety międzykontynentalne, to cena już mocno rośnie. A i na miejscu mieliśmy wrażenie, że pobyt w Longyearbyen był tańszy.

Churchill znajduje się mniej więcej na 58 stopni szerokości geograficznej północnej, czyli jest bardziej na południe niż Oslo (59° N). Obecnie mieszka tu na stałe około 1000 osób. Pod koniec października przypomina to bardzo klimat miasteczka z „Przystanku Alaska”, takiego sennego miasteczka. Trochę domów, kilka zajazdów i hoteli na krzyż, parę sklepów, czy biur turystycznych. Owszem jest tu kilka atrakcji, ale zwiedzając je nawet dokładnie, w połowie dnia nie będzie co robić.

Atrakcje Churchill

Są tu trzy niewielkie muzea. Pierwsze to Muzeum Eskimoskie (Itsanitaq Museum). Takiej nazwy używają, by podkreślić, że Eskimosi to nie tylko zamieszkujący te tereny Inuici. Jest ono niewielkie, to właściwie średniej wielkości sala, w której mamy parę wypchanych zwierząt, trochę przedmiotów ludów północy i sporo tabliczek. Jest też kajak, który wykorzystano w filmie „Dzikie niewiniątka” (1960) Nicholasa Raya z Anthonym Quinnem i Peterem O’Toolem. Część zdjęć kręcono w tej okolicy, na rzece Churchill. Oczywiście jest też sklep.

Drugie muzeum to centrum niedźwiedzi polarnych (Polar Bears International). Jeszcze mniejsze, ale skoncentrowane na informacjach o tych zwierzętach. Powiązane jest z fundacją, więc osoby tam pracujące chętnie opowiadają. Mało tam do zobaczenia, jeśli chodzi o eksponaty, ale sporo do posłuchania. Podobno nawet pracowała tam Polka, ale akurat w dzień naszej wizyty miała wolne.

Trzecie muzeum znajduje się na dworcu kolejowym i koncentruje na parkach narodowych (Parks Canada Visitor Center and Administration). To bardziej centrum dla odwiedzających, niż muzeum. Są wypchane zwierzęta, jest kilka historycznych eksponatów i tabliczki, a także reklamy innych miejsc w Kanadzie. Wszystkie trzy muzea zwiedza się za darmo.

Do tego dochodzą trzy kościoły. Katolicki był zamknięty, do anglikańskiego dało się wejść, a Kościół Zjednoczenia bardzo łatwo przeoczyć. Warto też pójść na północ od miasteczka w stronę Zatoki Hudsona. Tam znajduje się jedna z kilku kamiennych rzeźb inuickich, a także łódź „Beluga”. To dawny okręt, który wystawiono do zwiedzania. Jest to również świetny punkt widokowy na samą zatokę.

Zwiedzanie Churchill i okolic

W samym Churchill to wszystko. Jest kilka punktów w okolicy, ale do nich samodzielnie się nie dotrzeć, chyba że wynajmie się samochód. Najciekawsze z nich to „więzienie” dla niedźwiedzi (Polar Bear Holding Facility), które jednak można oglądać jedynie z zewnątrz i z oddali (widać je z lotniska). Są tu też pozostałości dawnego fortu oraz miejsca do obserwacji zorzy polarnej. Wiele z tych rzeczy można zobaczyć na wycieczkach z przewodnikiem ukazujących Churchill i okolicę, acz ich ceny niestety są dość wysokie. Mimo to bardzo szybko się rozchodzą. Nasza przewodniczka Koral, na wstępie poinformowała nas, że prowadzi takie grupy, ale terminów już nie ma.

Jeśli chodzi o wycieczki, to problemem jest właśnie okres niedźwiedziowy. Churchill próbuje żyć także poza nim, ale psich zaprzęgów o tej porze się nie organizuje (bo niedźwiedzie grasują), dodatkowo nie jest to też najlepszy moment do oglądania zorzy polarnej. Zazwyczaj jest tu bardzo pochmurno na przełomie października i listopada, więc wszyscy koncentrują się na niedźwiedziach. Swoją drogą latem coraz częściej ludzie przyjeżdżają tu oglądać białuchy arktyczne, których jest sporo o tej porze roku w Zatoce Hudsona. Do tego dochodzą wyprawy na kwitnącą tundrę. Więcej na temat atrakcji Churchill można poczytać na oficjalnej stronie.

Bezpieczeństwo

Warto tu też wspomnieć o bezpieczeństwie. Podczas naszej pierwszej nocy w Churchill słyszeliśmy strzały. Jeden niedźwiedź wszedł do miasteczka. Potem znaleziono jeszcze tropy drugiego. Churchill w okresie niedźwiedziowym zamiera wieczorem, po 22 właściwie nie można wychodzić na ulicę. Jak ktoś musi się przemieścić, powinien korzystać z taksówki. Nawet śmietniki są tu specjalnie konstruowane, by niedźwiedzie nie mogły się do nich dostać. Chodząc po miasteczku zalecana jest ostrożność, stąd w tym sezonie nie powinno się go opuszczać. Nie ma wymogu chodzenia po Churchill z bronią, zresztą nie widzieliśmy nikogo uzbrojonego. Różnicą względem Spitsbergenu jest to, że tam niedźwiedzia można zabić tylko w obronie życia, tu także można bronić mienie. Natomiast nikt nie chce tego robić, ani nie chcą niedźwiedzi w Churchill. Stąd właśnie jest „więzienie”. Jeśli jakiś niedźwiedź za bardzo się zbliży, najpierw próbują go przepędzać, ale jak to nie pomaga, to go odławiają i zamykają w więzieniu. Tam się go spisuje i zamyka w oddzielnym boksie. Nie jest karmiony, by nie chciał wracać. Następnie przewozi się go w odległą okolicę.

Dla nas była to przede wszystkim wyprawa przyrodnicza. Istotna była wycieczka do tundry. Udało się zobaczyć niedźwiedzie, przepiękne krajobrazy, pardwy, a w Churchill nawet lisa (rudego, który wypiera tutaj polarne). Miasteczko było dodatkiem, bardzo klimatycznym. Do tego dość chłodny wiatr i cięższe warunki oraz możliwość liźnięcia kultury inuickiej.

  • Plan zwiedzania Churchill:
    • Dzień 1: obejść miasteczko, kościoły i wszystkie muzea.
    • Dzień 2 i kolejne: wycieczka na niedźwiedzie / naturę.
  • Najłatwiej dotrzeć z Winnipeg.
  • Wycieczek po okolicy można szukać na GetYourGuide.
  • W przypadku samodzielnego przejazdu samochód po Manitobie samochód można wynająć tutaj.
  • Jeśli spodobał Ci się wpis śledź nas na Facebooku, podziel się wpisem lub zapisz do newslettera.
Kanada
ChurchillQuebec
Share Button

Komentarze

Rekomendowane artykuły