Największa wyspa archipelagu Galápagos nosi nazwę Isabela (Isla Isabela, angielska nazwa Albemarle Island). Zajmuje ona powierzchnię trochę ponad 4,5 tysiąca kilometrów kwadratowych (jest większa niż pozostałe wyspy razem wzięte) i na stale zamieszkuje ją około 2 tysiące mieszkańców. Znajduje się, wraz z Fernandiną, najbardziej na zachód; jako jedyną z archipelagu przecina ją równik. Powstała jakiś milion lat temu przez połączenie sześciu wulkanów, z czego pięć jest nadal czynnych, przez co wyspa Isabela zalicza się do najbardziej aktywnych wulkanicznie obszarów na świecie. Przybywa się tutaj dla raf, rekinów, oczywiście żółwi, ale właśnie także wulkanów. W przypadku tej wyspy łączyliśmy turystkę morską i lądową, korzystaliśmy ze zbiorowej dwudniowej wycieczki z Santa Cruz (transport, nocleg i atrakcje na Isabeli).

Co warto zobaczyć na wyspie Isabela?
Puerto Villamil, Wyspa Isabela
Choć to spora wyspa, nie ma ona własnego lotniska. Przybywa się tu drogą morską. Puerto Villamil to największa osada na Isabeli; tu mieszka większość z ponad 2-tysięcy mieszkańców wyspy. Ci tradycyjnie trudnili się przede wszystkim rybołówstwem i w ramach ochrony rezerwatu morskiego, rząd Ekwadoru chciał przesunąć lokalną gospodarkę w stronę turystyki. Wywoływało to tarcia z rządem i protesty, a w 2000 roku poławiacze owoców morza wzięli nawet jako zakładników młode żółwie słoniowe, by wymusić zwiększenie limitów połowów. W ogóle ze względu na wielkość Isabeli trudno chronić tutejszą przyrodę. Zawleczono wiele inwazyjnych gatunków takich jak szczury, czy kozy, które są wielkim zagrożeniem dla endemicznej fauny i flory. Również przygotowywanie terenów pod rolnictwo, wypas, przełowienie i kłusownictwo robią swoje. Trzeba także przyznać, że turystyka na tej, jak i na pozostałych wyspach, jest bardzo intensywna.

W Puerto Villamil urzekła nas plaża zajęta przez lwy morskie. Szczególnie fajnie wygląda ławeczka, na której śpią te opasłe zwierzęta. Do tego dochodzą jeszcze legwany morskie. Miasteczko, a także jej okolice, obfituje w niewielkie zatoczki, często otoczone przez namorzyny. Można spacerować między nimi, korzystając z drewnianych podestów i tarasów (o ile nie są zajęte przez lwy lub legwany morskie), można też wypożyczyć sprzęt wodny i na przykład nurkować z rurką. Wtedy otwiera się przed nami podwodny świat: korzenie namorzynów, rafa, bajecznie kolorowe ryby, żółwie i legwany morskie. Nurkuje się tu właściwie tuż przy samym porcie. Natomiast miasteczko nie robi wrażenia, delikatnie mówiąc. Jest bardziej naturalne, bałaganiarskie i stosunkowo mało tu infrastruktury typowo turystycznej (ale można wypożyczyć sprzęt do nurkowania). Czyli nawet wybór restauracji jest już mocno ograniczony. Hoteli jest trochę więcej, ale raczej o niższym standardzie. Poza nimi znajdziemy tu także kościół i plac, właściwie to wszystko.

Centro de Crianza Tortugas Gigantes Arnaldo Tupiza Chamaidan
Centrum hodowli żółwi słoniowych z wyspy Isabela to miejsce obowiązkowe do odwiedzenia dla miłośników niezwykłej fauny Galápagos. Hoduje się tutaj pięć podgatunków, które występują na Isabeli, i wypuszcza na wolność w obszar występowania danego podgatunku. Niektóre ze zwierząt są stałymi mieszkańcami, gdy ich zdrowie nie pozwala na bezpieczną samodzielność.

Isabela i żółwie słoniowe z Galapagos
Pięć oddzielonych od siebie populacji, które zamieszkują Isabelę, od lat są tematem sporów wśród badaczy – czy to są oddzielne podgatunki żółwia słoniowego czy oddzielone od siebie grupy tego samego podgatunku? Isabela jako ostatnia została przez te gady zasiedlona, więc nie różnią się wiele od tych z innych wysp i od siebie nawzajem – po prostu nie miały tyle czasu na ewolucję. Właściwie można powiedzieć, że jest konsensus co do żółwi żyjących na wulkanie Wolf – jego genom na tyle się różni od innych, że uważa się go za inny podgatunek Chelonoidis niger becki. Dodatkowo jest bardziej zbliżony do żółwi z wyspy Santiago, podczas gdy pozostałe przypominają te z Santa Cruz. Jeśli by przyjąć wersję mówiącą o tym, że każda populacja to inny podgatunek, wówczas historia zasiedlenia Isabeli mogła wyglądać tak: pierwsi żółwi kolonizatorzy trafili z Santa Cruz na wulkan Sierra Negra, który jest najstarszy na wyspie – podgatunek Chelonoidis guentheri. Te rozeszły się na kolejno powstające wulkany w trakcie, gdy środowisko stawało się tam zdatne do życia. Tak powstał Chelonoidis niger vandenburgi przy Alcedo i Chelonoidis niger microphyes na Darwinie. Najdłużej na Sierra Negra zasiedział się podgatunek Chelonoidis niger vicina, zasiedlający obecnie wulkan Cerro Azul.

Jak na innych wyspach – także tutaj nie mieliśmy czegoś w rodzaju „żółwiego safari”, a mogliśmy podziwiać te gady w centrach rozrodczych lub w obrębie ludzkich osad. W Centro de Crianza Tortugas Gigantes Arnaldo Tupiza Chamaidan mogliśmy zobaczyć żółwią wylęgarnię, młode żółwiki i nawet 100-letnie osobniki. Wejście jest możliwe tylko z przewodnikiem – my mieliśmy przewodniczkę z naszej całodniowej wycieczki i ona oprowadzała po centrum, opowiadając dużo o tych fascynujących zwierzętach. W naszym wypadku było to wliczone w cenę wycieczki, ale wejście tutaj kosztuje. Niestety to było jedyne miejsce, gdzie na całej wyspie widzieliśmy olbrzymie żółwie lądowe. Prawdę mówiąc trochę wyglądało to bardziej jak zoo, Prison Island z żółwiami olbrzymimi z Seszeli sprawiało lepsze wrażenie (bo w większości teren był bardziej otwarty). Ale to także wynika z tego, że żółwie olbrzymie są bardziej przyjazne w stosunku do siebie niż słoniowe.

Las Tintoreras
W pobliżu Puerto Villamil jedna z zatoczek pośród skał wulkanicznych nazywa się Las Tintoreras lub Tintorera. Nazwa pochodzi od lawowego tunelu, który w trakcie przypływu napełnia się wodą. Jest to popularne miejsce do obserwacji rekinów rafowych Triaenodon obesus (nie mylić z żarłaczem białopłetwym Carcharhinus longimanus, gdyż angielska nazwa pierwszego to whitetip reef shark, a drugiego whitetip oceanic shark. Nie mylić również dlatego, że rekin rafowy (koralowy) raczej ludzi nie atakuje, a żarłacz białopłetwy już tak, i to skutecznie, trochę więcej o tym we wpisie o Marsa Alam). W Tintoreras ryby te najchętniej odpoczywają leżąc na dnie wąskiego kanału jeden obok drugiego, podczas gdy nurt wody przepływa im przez skrzela dostarczając tlen, więc mogą pozostać w bezruchu. Niekiedy zjawiają się tu także rekiny tygrysie. Do tego miejsca dopłynęliśmy, ale zwiedzaliśmy je z lądu.

Na Galapagos można też zobaczyć inne rekiny, przede wszystkim jest szansa na rekiny młoty. Te występują blisko wyspy Darwin, acz lepszą miejscówką jest kostarykańska Wyspa Kokosowa. Sporadycznie pojawiają się również rekiny wielorybie. Widzieliśmy je w Japonii w Churaumi Aquarium. W naturze warto ich szukać na Filipinach. Czasem jest też szansa na zobaczenie waleni, w tym orek.

Oprócz ryb, w Las Tintoreras występują także legwany morskie, głuptaki, czasem pingwiny i inne ptaki morskie. W otoczeniu kanałów rozciągają się namorzyny. Zwraca też uwagę forma lawy: część skał przypomina zastygłe masy asfaltu i jest stosunkowo łatwa do chodzenia po niej, dość gładka. Jest to lawa trzewiowa lub pāhoehoe (pahoehoe, określenie z języka hawajskiego, używane odnośnie wulkanów na całym świecie). Ma niską lepkość i dużo drobnych bąbelków. Zastyga powoli na powierzchni, gdy rzeka ciekłej skały płynie dalej, tworząc charakterystyczną formę wylewów. W innym miejscu lawa zastygła w formie mocno postrzępionych pionowych form. Po tych już się nie pospaceruje, nawet nie warto próbować – ostre krawędzie łatwo rozetną obuwie, a jeszcze łatwiej skórę. Tutaj zresztą jest zakaz wchodzenia, gdyż legwany urządziły sobie miejsce na gniazdowanie. Ten typ lawy nazywa się Aʻā (także z języka hawajskiego; ‘a‘a lub aa, na Islandii nazywa się ją apalhraun) i tworzy się z udziałem rzadszych, ale większych bąbli powietrza, na płynącym potoku szybciej zastygają większe fragmenty, które następnie mieszają się z wciąż płynną skałą i w ten sposób powstaje pole pełne wymieszanych, chropowatych bloków.


Kolejnym rodzajem lawy jest lawa poduszkowa lub puklista (pillow lava, ta akurat nie ma odnośnika w nazwie hawajskiej), która powstaje w wyniku podwodnych erupcji i przybiera formę poduch, buł, czy też bąbli. Zastyga szybko, dzieląc się na elipsoidalne spłaszczone bąble o gładkiej powierzchni. W Polsce można je zobaczyć, choć zmetamorfizowane, w geoparku UNESCO Geopark Kraina Wygasłych Wulkanów. Wyróżnia się jeszcze lawę blokową, która powstaje trochę podobnie do ‘a‘a, jednak jest bardziej lepka i porusza się wolniej, więc tworzy dużo bardziej gładką powierzchnię. Pole lawy blokowej wygląda jak gruzowisko pełne popękanych mniejszych lub większych kanciastych bloków lawy o gładkich powierzchniach.


Niejako rozszerzeniem tego jest Los Túneles. To miejsce, gdzie można udać się na jednodniowy snorkeling. Przy odrobinie szczęścia jest szansa na zobaczenie rekinów, czy płaszczek. My jednak poprzestaliśmy na snorkelingu w okolicy Puerto Villamil.


Isabela i snorkeling
W ramach naszej wycieczki mieliśmy możliwość snorkelingu, który odbywał się w okolicy portu. Początkowo wydawało nam się to dziwne, ale tutaj żyje sporo zwierząt: ryb, ptaków i żółwi morskich. Nawet gdzieś w oddali udało się zobaczyć płaszczki, czy małe rekiny, te jednak były bardziej wystraszone niż ludzie. Do tego dochodzą pływające legwany morskie, czy lwy morskie. Później samodzielnie snorkelingowaliśmy w okolicy Concha de Perla. Tam dochodzi się na drewnianych pomostach przez las namorzynowy, aż do ukrytej zatoczki. Mając sprzęt, snorkelinguje się za darmo. Jedyny minus to brak przebieralni, ale jest ciepło, więc szybko się wysycha.


Wulkan Sierra Negra i stożek El Chico
Warto pamiętać, że wyspy Galapagos są pochodzenia wulkanicznego. Chcieliśmy więc trochę zobaczyć je i z tej strony (licząc też, że może dostrzeżemy żółwie). Wulkan Sierra Negra to wielki wulkan tarczowy o wysokości 1124 m n.p.m., o stokach nachylonych o 2 do 5 stopni, a więc bardzo łagodnych. Jego kaldera jest największa na całym archipelagu i mierzy około 7 na 9 kilometrów, znajduje się 100 metrów poniżej obecnego szczytu. Gdy stoi się na krawędzi kaldery, widać ten ogrom. Dno kaldery pokryte jest lawą pochodzącą głównie z erupcji z 2005 roku; ostatnia erupcja miała miejsce w 2018 roku. Częste erupcje utrudniają precyzyjne określenie wieku wulkanu Sierra Negra. Przypuszcza się, że ma około pół miliona lat. Przewodnik mówił, że to krater, co nie jest zgodne z naukowym nazewnictwem. Przede wszystkim krater jest niewielki, okrągły i powstaje najczęściej w wyniku erupcji (przykład to Wezuwiusz czy Thrihnukagigur). Kaldera zaś powstaje w wyniku zapadnięcia się wulkanu, jest duża (często szerokość większa niż kilometr), nie zawsze też jest regularna (przykład Ngorongoro).

Wschodni stok wulkanu jest zajęty przez działalność człowieka: pola uprawne i pastwiska. Ułatwia to żyzna wulkaniczna ziemia i wilgoć przynoszona znad oceanu i zatrzymywana przez wysoki stok. Niestety ma to negatywny wpływ na rodzimą florę i fauną, szczególnie przez wpuszczanie obcych gatunków. Południowy i południowo-wschodni stok to obszar występowania żółwia Chelonoidis nigra guentheri. Szczególnie groźną konkurencją są dla niego zdziczałe kozy, które w obfitym w pokarm środowisku pozbawionym dużych drapieżników, namnażają się bez opamiętania. Na Isabeli, podobnie jak na innych wyspach, prowadzi się odstrzał kóz, tutaj niestety obejmuje on na razie północ wyspy.

Isabela: wulkany i roślinność
Podnóże wulkanu od jego południowej i wschodniej strony porasta tropikalny las deszczowy (niestety także z zawleczonymi gatunkami, jak hortensjami), zaś im wyżej, tym bardziej roślinność rzednie. Bliżej szczytu wulkan porastają głównie trawy oraz krzewy i drzewa do wysokości 2-3 metrów. Od północnej strony nie ma praktycznie roślinności, poza gatunkami pionierskimi, do których na Galápagos zalicza się kaktusy. Wynika to przede wszystkim z aktywności wulkanicznej i wypływu świeżego materiału.

W północno-zachodniej części Sierra Negra w roku 1979 doszło do erupcji, w wyniku której powstał nowy stożek wulkaniczny nazwany El Chico, czyli „chłopak”. Jest to popularny cel pieszych wycieczek z przewodnikiem. Ogólnie tutaj idzie się dla fenomenalnych widoków, trochę miejscami przypomina to Wyspy Kanaryjskie, głównie okolice Teide czy Parku Narodowego Timanfaya.

Organizacja i przebieg wycieczki
Jak przy wpisie o Santa Cruz wspominaliśmy, nie jest istotne, gdzie się kupuje wycieczkę, ale kto ją organizuje. U nas była to firma Ohana i jej nie polecamy. Głównie dlatego, że to była bardzo masowa wycieczka. Dla nas wyprawa na Isabelę miała być dwudniowa, więc rano wyruszyliśmy z Santa Cruz, dotarliśmy do Puerto Villamil i tam wkrótce zaczęliśmy wycieczkę. Ta składała się z krótkiego rejsu w okolicy portu, by szukać ptaków (pingwinów). Następnie snorkeling, potem popłynęliśmy na Las Tintoreras, gdzie mieliśmy krótki spacer z podziwianiem okolicy. Następnie udaliśmy się do Puerto Villamil na lunch, a potem mieliśmy odwiedziny w centrum dla żółwi oraz krótki przystanek przy jeziorku z flamingami. Drugiego dnia mieliśmy wybór: albo Los Tuneles i snorkeling albo trekking na wulkanie.

Niestety wyprawa ta nam nie podeszła, właśnie dlatego, że to jest masówka. Jedna przewodniczka na jakieś 17 osób… na łodzi która jest na 16 (a jeszcze załoga dochodzi). Efekt był taki, że Isabela była strasznie przepędzona. I choć wzięliśmy dwudniową wycieczką, to z perspektywy czasu to nie ma sensu, bo o 14:30 już był koniec… gdyż niektórzy przecież wzięli jednodniową wycieczkę, więc trzeba było ich odstawić do portu, więc koniec zabawy dla wszystkich. My wykorzystaliśmy ten czas na dodatkowy snorkeling. Natomiast na wycieczce nie można było się nacieszyć właściwie niczym, bo przewodniczka pędziła. Owszem widzieliśmy żółwie lądowe (w wylęgarni), 3 flamingi, rekiny (głównie z góry) i jedną płaszczkę w porcie, plus z daleka jakieś ptaki lądowe. Wycieczka na wulkan również nie należała do udanych, bo przewodnik miał swoje tempo, grupa swoje… więc równie dobrze mogłoby go nie być. Więc raczej sugerujemy, by zamiast firmy Ohana spróbować czegoś innego.


Zwiedzanie Isabeli
Natomiast największy problem tkwi w tym, że tu ciężko coś samodzielnie zorganizować. Na snorkeling, zwłaszcza w tunelach trzeba mieć łódkę. Na wulkan dobrze jest mieć transport, zaś snorkeling w okolicy portu owszem jest przyjemny, ale na Galapagos widzieliśmy także lepsze rafy (Bartolomé i San Cristóbal). Więc sugestia jest taka, by poszukać wycieczki albo bardziej prywatnej albo z trochę wyższej półki, bo na taką masową niestety szkoda czasu i pieniędzy. Isabela to fajne miejsce do eksplorowania, trudniejsze niż Santa Cruz, bo infrastruktura turystyczna dopiero powstaje. Więc warto dać jej szansę, ale dobrze jest się wcześniej przygotować.

- Plan zwiedzania Isabeli
- Dzień 1: Centrum z żółwiami, snorekling.
- Dzień 2 i kolejne: wycieczka na Sierra Negra lub Tuneles.
- Najłatwiej dotrzeć z Santa Cruz.
- Wycieczek można szukać w agencjach lub na GetYourGuide.
- Jeśli spodobał Ci się wpis śledź nas na Facebooku, podziel się wpisem lub zapisz do newslettera.
Ekwador | ||
Isabela, Galapagos | PN Cajas |